pracy. Pracuję w ubezpieczeniach. Fernando chodził ze mną na jedne zajęcia. Mówił, że tu

– Jonas Hayes, po pierwsze. Pamiętasz go? – Nie. – Kryje mi tyłek. – Nie wiem, czy mogę ci uwierzyć. Zakładam, że Olivia wie o wszystkim. Masował sobie kark. – No. – Czyli córka dowiaduje się ostatnia. – Nie uważam. – A ja owszem – zdenerwowała się. Nadal była wkurzona, a on nie mógł teraz nic na to poradzić. – Po to dzwoniłeś? – zapytała. – Chodzi o sprawę? Wyczuł jej gniew bijący z telefonu. – Pomyślałem sobie, że może pamiętasz, czy mama kiedykolwiek wspominała kobietę nazwiskiem Ramona Salazar? – Ramona jak? Salazar? – powtórzyła. – Nie, żadnej Ramony. – A Phyllis? – Tylko ta astrolog. – Wiedziałaś? – Bentz zesztywniał. – Pewnie. Raz nawet sama zadzwoniłam, żeby się umówić, ale mama wpadła w szał, uważała, że tobie to się nie spodoba, więc odwołałam wizytę, a mama kazała mi trzymać język za zębami. Powiedziała, że to taki nasz mały sekret czy coś równie melodramatycznego. http://www.przedszkole9.edu.pl/media/ – PJ? Oczywiście. – Więc to ty udawałaś Jennifer? Nie mogę się powstrzymać, muszę się roześmiać. A potem buczę. – Buuuu, zła odpowiedź. Przykro mi, przegrałaś. Musisz zostać tam, gdzie jesteś. Sama. To twoja wygrana. – Nie uśmiechnęła się nawet. Suka. Nie ma poczucia humoru. – Słuchaj, nie mam dużo czasu. Pomyślałam, że coś ci pokażę, dam ci coś do jedzenia i uciekam. Chwileczkę... – Teatralnie długo szperam w torbie, wsuwam przez pręty puszkę di*. Peppera i zapakowaną kanapkę. Jestem w rękawiczkach, tak na wszelki wypadek. Ostrożności nigdy nie za wiele. Zostawiam jej żałosne śniadanie w klatce. Nie zwraca na nie uwagi. Proszę bardzo. Chce się zagłodzić na śmierć? Nie ma sprawy. Ale jestem pewna, że zaczyna pękać, na twardej powierzchni pojawią się zaraz pierwsze rysy. Na pewno okaże większe zainteresowanie albumem rodzinnym. Otwieram księgę powoli i przechodzę do mojej ulubionej części – Bożego Narodzenia.

który można kupić w całym kraju i w Kanadzie, choć największą popularnością cieszy się na Zachodnim Wybrzeżu. Dokument jest autentyczny, pochodzi sprzed dziesięciu lat – wykazała to analiza papieru. I tyle. – Lee zdawał się przepraszać. – Nie wiem, czy to ci pomoże, czy nie. – Wielkie dzięki – mruknął Montoya. – Na pewno pomoże. – Dobra. Mam raport. Wyślę ci pocztą elektroniczną albo sam sobie weźmiesz, kiedy Sprawdź zrozumiał, co bez słów zarzuca mu Hayes. Co? – Jezu Chryste, myślisz, że to ja? – zapytał. Nowy szok. Pokręcił głową. Po raz pierwszy w życiu czuł się jak podejrzany. – Chwileczkę. – Posłuchaj – zaczął Hayes poważnie. – To tylko uprzejmość. Jak glina glinie. Znaleźliśmy twoje nazwisko w jej komputerze. Ma tam kalendarz. – Powiedziałem przecież, że się z nią widziałem. – Tylko raz? – Tak. Bentzowi zrobiło się niedobrze. To szaleństwo. Nawet przez moment nie wierzył, że ktoś, kto go zna, kto z nim pracował, uzna, że mógłby kogoś zabić. A Mario Valdez? Zabiłeś go, prawda? Przypadkowo, tak, ale dzieciak nie żyje. Z twojej winy. Potrafisz to, Bentz. Tu, w Los Angeles, wszyscy o tym wiedzą. – Powiedz, o czym z nią rozmawiałeś.