- Bo nim jesteś. Tylko to, co ci się przytrafiło, nie jest normalne.

całe ciało. Nie był w stanie wykrztusić słowa. - ... na udach. - Izabela przełknęła z wysiłkiem ślinę. - I ma siniaki. - Siniaki - powtórzył głucho, czując, że umysł instynktownie próbuje się odciąć od tego, co słyszą uszy. - Powiedziała Flic, że to ty. - Przed chwilą twierdziłaś, że nic jeszcze nie mówiła. - Tylko twoje imię. - Według Flic. - Tak, ale widziałam jej uda. 235 Matthew patrzył na stojący na biurku kubek. Starał się na nim skupić, nie odrywać od niego wzroku, jakby tylko to chroniło go przed utratą zmysłów. Dopiero po dłuższej chwili spojrzał znów na Izabelę. - Chyba nie muszę cię zapewniać, że nigdy w życiu nie tknąłem nawet włosa na głowie tych dziewczyn? Nie odpowiedziała. - Na miłość boską, Izabelo! - Sama nie wiem, co myśleć - wyznała bezradnie. - Oczywiście, bardzo trudno mi wierzyć, że byłbyś do tego zdolny... - Wolałbym umrzeć, niż zrobić coś takiego! - Szok narastał teraz ze http://www.psychologpiaseczno.pl/media/ - Coś jest nie tak? - zapytała niepewnie. - Popatrz i powiedz mi, co widzisz - polecił jej. Niechętnie wypełniła polecenie. - Nic nie widzę - odpowiedziała zmieszana. Lorenzo też nic nie widział. Kamień był całkowicie wolny od zamgleń, na które, jak pamiętał, narzekała jego matka. Wybryk losu? Różnice w oddziaływaniu ze skórą obu kobiet? Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie przejrzystości szmaragdu na palcu Jodie. Nieświadoma targających nim emocji, Jodie zsunęła pierścionek z palca. - Nie będę go nosić - oznajmiła twardo. - Zobaczymy. Na pewno musisz założyć go w niedzielę, kiedy ogłoszą nasze pierwsze zapowiedzi. Wiedziała, kto zazdrościłby jej takiego pierścionka zaręczynowego. Louise oczywiście. Jodie mogła sobie wyobrazić jej reakcję, gdyby pojawiła się w nim na ślubie Johna. Spróbowała zobaczyć tę chwilę w wyobraźni, ale jakoś nie umiała się nią cieszyć. A przecież tylko dlatego zgodziła się na to całe zamieszanie... Czyż nie? ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Bywają gorsze sposoby spędzenia czasu niż odkrywanie uroków tak fascynującego miasta, pomyślała Jodie, wychodząc z pałacu Medyceuszy i zdążając w kierunku Piazza Signoria. Miała dzień dla siebie, Lorenzo był zajęty aż do lunchu. Niby nie zależało jej na jego towarzystwie, ale widok spacerujących par czynił jego nieobecność przy jej boku bardziej odczuwalną. Dziwiła się sama sobie, bo przecież nie zamierzała się wiązać uczuciowo z żadnym mężczyzną, a poza tym wiedziała doskonale, że zakochanie się w kimś pokroju Lorenza byłoby aktem czystego szaleństwa. Nie, to tylko ciepło wiosennego słońca i piękno Florencji wywoływało w niej to nieokreślone uczucie smutku. Gdyby Lorenzo mógł jej towarzyszyć, z pewnością opowiedziałby jej dużo więcej o mieście, niż mogła wyczytać z przewodnika. Ale przypomniała sobie napięcie, które z niewiadomych przyczyn towarzyszyło ich każdej, najbardziej nawet prozaicznej wymianie zdań - jakby stale buzowała w niej adrenalina, a ciało trwało w oczekiwaniu... Na co? Na jego dotyk? Zdawała sobie sprawę, że jej myśli schodzą na niebezpieczne tory.

Zbliżył się do niej, a jego skóra miała fakturę chłodnego jedwabiu. Kiedy ją pocałował wolno i leniwie, smakując jej aromat, leżała pod nim miękka i bezwolna, spojrzeniem przyrzekając, że pójdzie za nim wszędzie, gdziekolwiek zechce ją zabrać. Całował ją znowu, teraz mocniej i głębiej i Bella przylgnęła do niego, szukając w nim oparcia w nadciągającej burzy zmysłów. Jego gorące usta wędrowały teraz coraz niżej. Jednocześnie nakrył niecierpliwymi dłońmi jej piersi i poprowadził ku przeżyciom, które do tej pory istniały tylko w jej wyobraźni. Całe ciało Edwarda paliło i wibrowało przyjemnością bycia z nią. Całował teraz jej brzuch, słysząc i czując mocne bicie jej serca. Bella próbowała zatrzymać, zarejestrować swoje przeżycia, ale nie była w stanie. Nadchodziły falami, każde nowe zastępowało poprzednie i tylko ono istniało w danej chwili. - Edward - szepnęła - pragnę cię. - Czy ona to powiedziała, czy tylko pomyślała? Edward czuł wszechogarniającą miłość do niej, czuł, że niezależnie od wszystkich innych mężczyzn, tu i teraz liczy się tylko on i tak miało być już zawsze. To uczucie nowe i ożywcze wypełniło go i uczyniło pokornym, uczyło, jak cenna jest dla niego Bella. Dała mu coś, o czym do tej pory nie wiedział, że jest możliwe, a o czym zawsze podświadomie marzył. Ona dotknęła jego najgłębiej ukrytych pokładów, ona pokazała mu, co to znaczy żyć. Kto mógł zrozumieć miłość? Człowiek mógł jej tylko doświadczyć i poddać się jej. Sprawdź A więc małżeństwo z rozsądku odpada. Zresztą nie tylko dla niego. Podobnie rzecz miała się z Parker. Tylko ona okazała się bystrzejsza i szybciej to zrozumiała. Tanner zapragnął poślubić kobietę, która nie tylko będzie doskonale spełniać ciążące na niej oficjalne obowiązki, ale będzie kimś więcej niż tylko dobrą matką dla jego przyszłych dzieci. Zapragnął żony, której nie będzie zależeć na bogactwie i tytułach, która nie będzie onieśmielona i niepewna, która w każdej sytuacji potrafi mieć swoje zdanie. Ruszył w stronę hotelu. Tak, pragnie kobiety o płomiennych, nastroszonych włosach, która potrafi się śmiać i cieszyć się życiem, która