Uciekała co sił, w panicznym strachu, wąską, zarośniętą ścieżką poprzez las. Pędziła

Przecież nie może mu powiedzieć, że takie tempo ją nuży i że ma ochotę na ostry galop. - Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś. Słyszałam, że poranna przejażdżka to dla ciebie świętość. Przyjrzał jej się z uśmiechem, zadowolony, że tak dobrze trzyma się w siodle. - To prawda - powiedział. - Czasem dopiero po godzinie jazdy konnej nadaję się do kontaktów ze światem. Ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie mam ochoty na towarzystwo. Te słowa nie do końca były prawdą. Odkąd Blaque wyszedł z więzienia, wolność Edwarda została poważnie ograniczona. Niemal nie mógł zrobić kroku, by nie natknąć się na ochroniarza. A tymczasem nic się nie działo. Niecierpliwie czekał, aż Blaque uderzy, ten jednak zwlekał. Oczy Bennetta pociemniały od tłumionego wzburzenia. Marzył, by móc osobiście i ostatecznie policzyć się ze starym wrogiem Bissetów. Myśląc o tym, bezwiednie dotknął blizny pod łopatką. Pragnął zemsty. Widząc wyraz jego oczu, Bella poczuła się nieswojo. Człowiek, na którego patrzyła, nie był tym beztroskim księciem, o którym czytała w raportach. Drakula też musiał wyczuć mroczny nastrój swego pana, bo niespodziewanie zarżał i rzucił nerwowo głową. Nieznaczny, wprawny ruch ręką wystarczył, by zwierzę opanowało się i posłusznie biegło dalej. Obserwując tę scenę, Bella pomyślała, że w Edwardzie, podobnie jak w niej samej, drzemią dwie natury. W zależności od sytuacji potrafił być łagodny albo surowy, uprzejmy lub arogancki. - Czy coś się stało? - zapytała półgłosem. Odwrócił się, ale wzrok wciąż miał nieobecny. I groźny. Zaraz jednak rozchmurzył się i nawet uśmiechnął. Obiecał sobie, że tego dnia nie będzie myślał o Blaque'u. Miał już dość. Drażniło go, że jego życie i życie jego najbliższych upływa w lęku z powodu gróźb żądnego krwi szaleńca. - Nic się nie stało, Bello. Opowiedz mi lepiej, co porabiasz w Anglii. Gdzie mieszkasz? Jak spędzasz czas? - Cóż, wiodę spokojne i dość monotonne życie w Londynie. - To, co mówiła, było w pewnym stopniu prawdą. Jednak natychmiast pojawiła się dręcząca myśl, że znowu go okłamuje. - Większość pracy wykonuję w domu, co jest bardzo wygodne, bo jednocześnie mogę pomóc ojcu w domowych obowiązkach. - Twoja praca.... - powtórzył. - Piszesz eseje? - Tak - mruknęła niechętnie, zła, że musi brnąć coraz dalej. - Mam nadzieję, że za rok, góra dwa będą gotowe do druku. - Chciałbym je przeczytać. Spojrzała na niego zaskoczona i odruchowo napięła mięśnie. Czuła lęk. I rozumiała jego źródło. Oczywiście, gdyby Edward nalegał, może pokazać mu całe mnóstwo literackich szkiców. Jej lęk nie miał jednak nic wspólnego z obawą, że zostanie zdemaskowana. Bała się, że jeśli dalej będzie musiała go okłamywać, to oszaleje. - Chętnie pokażę ci moje eseje, chociaż wątpię, żeby cię zainteresowały. - Mylisz się. Interesuje mnie wszystko, co ciebie dotyczy. Spuściła wzrok. Nie z powodu nieśmiałości, o jaką ją posądzał, ale wstydu. - Pięknie tu - westchnęła po chwili. - Często przyjeżdżasz w to miejsce? - Nie, dawno już tu nie byłem. http://www.qmed.com.pl - Chyba wiemy, co się stało z pańskim człowiekiem. Bardzo nam przykro. Dopiero co dotarł do nas ten list. Lieven zmarszczył czoło, patrząc przez ramię Nieludowowi, który przyglądał się zapisanym kartkom. Obydwaj Rosjanie wymienili spojrzenia i szeptali ze sobą przez chwilę w swoim języku. Lieven wziął w końcu list od Nieludowa i szybko go przewertował. - Ta młoda kobieta zdobyła się na wielką odwagę. Nie każdy ważyłby się wejść w drogę Kurkowowi. Musimy ją odnaleźć, grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Nie wie pan, gdzie mogła się ukryć? - Nie mam poję... - zaczął Westland, lecz Parthenia przerwała mu. - W rezydencji Knightów, razem z lordem Alekiem. - Parthenio! - zdumiał się Westland. Parthenia wyjęła z kieszeni złożoną na czworo ostatnią stronę listu Becky, rozprostowała ją i podała Nieludowowi.

chciałby jej zranić. W nocy lękał się, że jego spowiedź ją rozgniewa, a tymczasem rezultatem okazał się czuły uśmiech. Nie rozumiał, dlaczego tak trudno mu się zdobyć na wypowiedzenie tych dwóch krótkich słów, zupełnie jakby tkwiło w nich jakieś zaklęcie, czarna magia, zdolna przywołać Mefistofelesa. Mefistofeles najwyraźniej jednak nie przestraszył Becky Ward. I Alec zaczął się zastanawiać, czy ktoś w ogóle zdołałby tego dokonać. Nieustannie zadziwiała go swoją Sprawdź Kiedy wyszedł, Bella odezwała się niedbale: - Domyślam się, że pewnego dnia z równą łatwością pozbędzie się pan mnie. - Nie zrobię tego, dopóki będę z pani zadowolony. - Pochylił się i pocałował ją w rękę. - Mam przeczucie, że się na pani nie zawiodę. - Muszę pana o czymś uprzedzić. Pomysł z zabijaniem małych dzieci budzi we mnie wstręt. - Wyraźnie poczuła, jak jego palce zaciskają się wokół jej dłoni, ale nawet nie drgnęła. - Jednakże pięć milionów dolarów na pewno pomoże mi go przełamać. Widziała, jak w jego oczach błysnął gniew. Wytrzymała to spojrzenie, ale trochę się obawiała, czy niechcący nie posunęła się zbyt daleko. – Pieniądze są dla pani tak wielką pokusą, ma petite ? - Nie pokusą, lecz przyjemnością. Lubię, kiedy coś daje mi zadowolenie. - Ma pani dwa tygodnie, żeby mnie zadowolić, lady Isabell. Potem z największą przyjemnością zrewanżuję się za przysługę. - Podał jej rękę i pomógł wstać. - A teraz, na dowód zaufania, opowie mi pani o tym, czego nie uwzględniła pani w swoich notatkach. Bella podeszła do biurka, gotowa uraczyć go całą litanią kłamstw. Była krańcowo wyczerpana. Żadne z dotychczasowych zadań nie spustoszyło jej wewnętrznie w takim stopniu, jak rozmowa z Blaqiem. W drodze do pałacu marzyła tylko o jednym - by jak najszybciej wejść pod gorący prysznic i zmyć z siebie jego dotyk i zapach wody kolońskiej. Jakieś sto metrów za bramą zatrzymała samochód. Emmett bezszelestnie wyłonił się z gęstego mroku i wsiadł do środka. - Długo cię nie było. - Przyjrzał się jej uważnie. - W rozkazach nie było mowy, że zerwiesz kontakt na ponad godzinę. - Podobnie jak nie było mowy, że spotkam się z Blaqiem. - Naprawdę?