stole z przekąskami. Jakaś młoda dama osunęła się na podłogę. Natychmiast zebrał się wokół

Klara miała poczucie winy, lecz nie chciała postępować z dzieckiem jak ostatnia niania, która pozwalała małej płakać. Po chwili pomyślała jednak, że Karolina zapewne widzi w niej tylko osobę, która ją karmi i przewija. Usiadła w ogrodowym fotelu i popatrzyła na trzy matki, które bawiły się z dziećmi w basenie. Spotkała Hope w parku, gdzie ta rozpoznała Karolinę. Szybko zawarły przyjaźń. Zdumiała się, że znajduje z siostrą Bryce'a tyle wspólnych tematów, bowiem dotąd stykała się tylko z agentkami CIA. Wydawało się, że niewiele może ją łączyć z takimi kobietami jak Hope i jej dwie przyjaciółki, Portia i Katey. W parku z przyzwyczajenia najpierw rozglądała się za ukrytymi snajperami i starała się nie rzucać w oczy. Dopiero po kilku minutach uświadomiła sobie, gdzie jest. Przecież nie groziło tu żadne niebezpieczeństwo. Jej jedynym zadaniem była teraz opieka nad dzieckiem. Zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek będzie w stanie zapomnieć o przeszłości i żyć normalnie. Kiedy około południa zrobiło się gorąco, zaproponowała Hope i jej przyjaciółkom, by skorzystały z basenu, a one chętnie przyjęły zaproszenie. Klarę nieco zastanawiało, że Bryce nie odwiedzał siostry pogrążony w żałobie po stracie żony, lecz postanowiła go nie krytykować, skoro sama nie utrzymywała kontaktów z rodziną. - Jak ci się mieszka z moim starszym bratem? - spytała Hope, przysiadając się do Klary w ogrodowej altanie. - Interesująco - odparła Klara, rozważając, czy w ogóle powinna podejmować w rozmowie jakieś osobiste tematy. - Zauważyłam, że ostatnio dużo pracuje. - Hope uśmiechnęła się domyślnie. - Pewnie nadrabia zaległości - odrzekła Klara. I unika mnie, dodała w duchu. - Akurat - zawołała Portia z basenu. - Ukrywa się przed życiem. Mógłby się tak nie przepracowywać. - To prawda. Nawet z rodziną rzadko się widuje, choć go zapraszam. Rodzice pewnie dlatego przenieśli się na Florydę, że mieli dość jego zachowania - przyznała Hope. - Stracił żonę - zauważyła Klara, zastanawiając się, czemu go broni. - Wiem, ale i za jej życia nie był inny. Zbyt serio traktował swoją pracę w tajnych służbach. - Ponieważ to poważne zajęcie - rzekła Klara, zastanawiając się, co pozostałe kobiety o niej pomyślą. - Ciągle uważam, iż żałuje, że porzucił tę pracę - stwierdziła Hope. - A musiał? - Diana wolała, by częściej bywał w domu. - Pewnie ją bardzo kochał, skoro to dla niej zrobił. Hope wymieniła z przyjaciółkami znaczące spojrzenia. - Albo i nie - mruknęła Katey pod nosem. Klarę pożerała ciekawość, lecz nie chciała tego okazać. - Bryce i Diana przed ślubem znali się bardzo krótko. Spędzili ze sobą pewnie tylko jedną noc - powiedziała Hope. http://www.radkowskiewioski.pl Danny’ego, a ten spojrzał na zdjęcie z zawiedzioną miną. - I co? - To - wskazała. Przechylił głowę, nadal nic nie rozumiejąc. - To - powtórzyła czerwona jak burak. - Chodzi ci o penisa? Teraz Gloria zdziwiła się nie na żarty. Penis? To się nazywa penis? - Mam takiego samego. Wszyscy chłopcy mają. Wszyscy chłopcy mają. Gloria zaniemówiła. Wdrapała się z powrotem na krzesło i zażądała albumu. Nie miała pojęcia, jak są zbudowani chłopcy. Chodziła do szkoły dla dziewcząt. Poza Dannym właściwie nie znała żadnych chłopców, nie licząc dalekich kuzynów, których prawie nie widywała. Matka powtarzała, że grzeczne dziewczynki nie zadają się z chłopcami, ale Gloria wiedziała przecież, że istnieją szkoły koedukacyjne - inne dziewczynki miały kolegów i przyjaciół. Widywała czasami, jak bawią się razem w pobliżu muru rezydencji, jeżdżą na rowerach, biegają po ulicach. Słuchała opowieści swoich koleżanek, które wcale nie były w jej mniemaniu niegrzeczne. Zamyśliła się. Ubodło ją, że mały Danny, przedszkolak, wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia. Na domiar złego zachowywał się tak, jakby każdy powinien o tym wiedzieć. Każdy, tylko nie ona. Danny jest chłopcem, przypomniała sobie raptem. Dlatego wie. Ale pewnie nigdy nie słyszał, jak są zbudowane dziewczynki. Uniosła dumnie głowę i zadała druzgocące pytanie.

- Widziałam w swoim życiu sporo osobników rodzaju męskiego bez gatek. Jestem starą kobietą, z mojej strony nie masz się czego obawiać. - Wyciągnęła ku niemu dłoń z ręcznikiem. - Owiń się, jeśli tak wolisz. Chwycił ręcznik, ponownie wywołując nieznaczny uśmiech na twarzy Lily. Odwróciła się dyskretnie, żeby oszczędzić mu zażenowania. - Już. Siedział na krześle, z ręcznikiem wokół bioder. Lily podniosła z podłogi zakrwawione dżinsy. - Wrzucę je do pralki. Nie ruszaj się stąd. Kiedy wróciła po chwili do kuchni, przywitał ją spojrzeniem spode łba. Sprawdź — Jezioro! — Kto dobiegnie ostatni, ten jest zdechła marsjańska pluskwa! Z trudem łapiąc oddech, przecięły ścieżkę i wbiegły na niedużą zieloną skarpę, o którą z chlupotem uderzały drobne fale, Bobby rzucił się na kolana, śmiał się i sapał, wypatrując czegoś w wodzie. Jean usadowiła się tuż obok niego, wygładzając starannie sukienkę. Głęboko, pod nie- bieską taflą zmętniałej wody, pływały kijanki i inne drob- ne żyjątka, niewielkie sztuczne ryby, zbyt małe, aby nada- wały się do łowienia. Na oddalonym brzegu jeziora jakieś dzieci puszczały na