„Pan Findley jest w sądzie”.

jak przeklenstwo ni¿ modlitwa. - Nie wyjdzie z tego. 454 - Nie uda ci sie - powiedziała Kylie, kiedy Montgomery siegnał do schowka na rekawiczki i wyciagnał pilota, otwierajacego nie tylko brame wjazdowa, lecz równie¿ gara¿e. - W domu jest pełno słu¿by. - Czy¿by? Có¿, starsza pani jest w Cahill House, gdzie wra przygotowania do tej głupiej imprezy, Lars cały dzien bedzie ja woził, gdzie bedzie chciała, ta smarkula jest w szkole, Alex załatwia formalnosci zwiazane z pogrzebem twojego ojca, a reszta słu¿by dostała wolny dzien - własnie z powodu smierci starego. Sama? Bedzie z nim w domu sama? - Wiec tak dostawałes sie do domu - powiedziała, patrzac na pilota. - Alex ci to dał? - Madra dziewczynka - pochwalił Monty, podrzucajac Jamesa. -Zaraz bedziemy w srodku. - I co bedziemy robic? - spytała. - Czego własciwie chcesz? http://www.rehabilitacja-mlynarska.pl/media/ nadzorczej, z podziękowaniem dla Jerome’a Cole’a za donację w imieniu jego zmarłej żony. Kwota nie była wymieniona, ale Shelby zauważyła, że listy te wysłano dwa miesiące po tym, jak urodziła dziecko. Patrzyła na te listy z niedowierzaniem. Czy to możliwe, że zapłacono za sfałszowanie dokumentów? Z pewnością nie. Ale... przeszył ją chłodny dreszcz. Zanotowała nazwisko administratora szpitala na tym samym kawałku papieru, na którym wcześniej zapisała nazwisko Findleya. Dlaczego jej ojciec zadał sobie tyle trudu, żeby nigdy nie dowiedziała się o Elizabeth? A może to wszystko było zbiegiem okoliczności? Może jej ojciec potrzebował ulgi podatkowej albo zapragnął być szczodry... nie, to niemożliwe. Te dokumenty dowodziły, że chciał zatuszować sprawę. Shelby włożyła kartkę do torby i poczuła potworny ból głowy. Starając się nie robić hałasu, zamknęła szufladę na klucz i odłożyła go na miejsce. Zaniepokojona tymi informacjami, weszła do kuchni. Lydia stała tyłem do pokoju i rozmawiała przez telefon. Z ukrytych głośników sączyła się łagodna hiszpańska muzyka. Lydia nie zdawała sobie sprawy, że Shelby słucha. Rozwinęła kabel telefonu tak bardzo, że mogła patrzeć przez

przyczyn Marla nie rozumiała. Ale nie rozumiała tylu spraw, nie pamietała tylu rzeczy... Spróbowała sie poruszyc, pokazac im, ¿e słyszy, ale znowu ogarneła ja sennosc. - No dobrze, wiec co z Nickiem? A wiec rozmawiali o Nicku... o bracie Aleksa, który nie Sprawdź - Tak. Coś w tym rodzaju. Posłuchaj. - Stanowczym ruchem zepchnął ją ze swoich kolan i popatrzył na czarną toń rzeki. - Może kiedyś mogłoby coś z tego wyjść, ale... och Boże, nie, nic z tego nie będzie. Musimy przestać się widywać. - Dlaczego? - Jest milion powodów. - Jeżeli chodzi o sędziego... - To bardzo poważny powód. - Wstał i otrzepał dżinsy. - On nie rządzi moim życiem! - A jakże. On rządzi życiem wszystkich. - Ale ja nie pozwolę... - Nie masz wyboru. Naprawdę. - Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać, ale ona sama się poderwała się na nogi i dumnie uniosła brodę. - Ależ mam wybór i ty też go masz.