dziecko nigdy nie zobaczy świata.

Sprawdził komórkę. Żadnych nieodebranych połączeń, żadnych wiadomości tekstowych, nic. Usiłował nadać jakiś sens wydarzeniom tego popołudnia. Na darmo. – Znaleźliście coś w chevrolecie? Odciski? Ślady? – zapytał. – Jeszcze nie wiemy – odparł Hayes. Jakim cudem Fortuna Esperanzo znalazła się w Pacyfiku tak blisko DeviPs Caldron? W wyobraźni jeszcze raz odtworzył skok Jennifer. I jeszcze raz. I jeszcze. Skoczyła, szybowała w powietrzu, znikła mu z oczu. Jak to możliwe? Szukał rozwiązania tej zagadki choćby po to, żeby uciec przed pytaniem, które nie dawało mu spokoju, które wracało z każdym uderzeniem serca. Gdzie, do cholery, jest O1ivia? Wyczerpana O1ivia nie mogła się ruszać. Do tego umierała ze strachu. Leżała w śmierdzącym, ciasnym pomieszczeniu, w klatce pod pokładem jakiejś łodzi czy jachtu. Petrocelli, czy jak tam naprawdę nazywa się ta wariatka, chce ją zabić. Dlatego że jest żoną Ricka. Właśnie dlatego zginęły tamte kobiety – ponieważ znały jej męża. Nie. To nie tak. Wszystkie znały Jennifer, której Olivia nigdy nie widziała. Zginęły. Zostały zamordowane. I taki sam los spotka ciebie, jeśli zaraz czegoś nie wymyślisz. Ramiona były jak z ołowiu, miała zawroty głowy. Odzyskała przytomność, otworzyła oczy, ale ciało nadal nie słuchało jej poleceń. Czuła się, jakby mózg i ciało rozdzieliły się na http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl moment, ale teraz mogę się napić w nagrodę. Niech pomyślę... może martini? To odpowiedni drink. Podchodzę do barku, wyjmuję wódkę i wściekam się, że nie mam oliwek. A zresztą... co tam. Wlewam kroplę wermutu, wsypuję lód, mieszam, nalewam... Mm.. Zamiast oliwek wciskam odrobinę soku z cytryny... Boskie. Podchodzę do lustra i wznoszę toast, pozdrawiam postać w zwierciadle. Jest piękna. Wysoka. Szczupła. Jeszcze nie widać oznak upływu czasu. Ciemne włosy opadają na ramiona miękką falą. Jej uśmiech jest zaraźliwy, a oczy to oczy kobiety, która wie, czego chce. I zawsze to dostaje. – Za nowy początek – mówię, dotykając kieliszkiem szklanej tafli i słucham cichego brzęku szkła o szkło. – Ty i ja... Długo na to czekałyśmy. – Owszem. Ale już nie – odpowiada i znacząco unosi brwi. Przeszywa mnie dreszcz na myśl, że my... że ja wkrótce zobaczę owoce mojej pracy.

Dawn nigdy mu tego nie wybaczyła i wcale tego nie ukrywała. Fakt, że się w ogóle uśmiechnęła, to już sukces. Jeszcze na posterunku podał kolegom nazwisko dentysty Jennifer, na wypadek, gdyby Hayes uzyskał zgodę na ekshumację. Wreszcie jakiś postęp. Wycierając włosy ręcznikiem, zastanawiał się, czy dane uzyskane od stomatologa będą odpowiadały zdjęciom kobiety, która leży w grobie Jennifer. Nieważne, czego się dowiedzą, jedno przynajmniej będzie jasne... Sprawdź zwraca uwagi. Niby dlaczego? Przecież tu jest moje miejsce; tysiące razy wchodziłam na pokład tej łodzi. Ryzykuję, jeśli chodzi o czas, ale nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak sobie radzi nasza mała Liwie. Mam przy sobie paralizator na wypadek, gdyby stała się agresywna. Ale oczywiście nie ma na to szans. Cudownie. Zachwyca mnie władza, jaką mam nad żoną Bentza. Z torbą treningową na ramieniu wchodzę na łódź. sprawdzam, czy nie mam jakiegoś towarzystwa, a potem schodzę pod pokład. Metalowe schodki potęgują odgłos moich kroków. Oczywiście czeka na mnie, siedzi na podłodze. Sądząc po jej podkrążonych oczach, spała jeszcze gorzej niż ja. Ciemne smugi pod oczami, splątane włosy, zaczerwieniona, podrażniona skóra wokół ust – pamiątka po zerwanej taśmie. Jej ubranie jest pogniecione, brudne. Mówiąc krótko – wygląda okropnie.