przeciwsłoneczne. – Jestem gotowa.

niej była flirciara. Ekstrawertyczka. Wariatka. Ale za nic nie mogła sobie przypomnieć Jennifer refleksyjnej. – Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłaby się targnąć na własne życie, nie celowo. Moim zdaniem nie była do tego zdolna. Była zdolna do wielu rzeczy, by zwrócić na siebie uwagę, naprawdę wielu, ale nigdy nie dążyła do samozagłady. – Ugryzła się w język, westchnęła. – Chyba że za samozagładę uznasz romans. – Spojrzała mu w oczy, ale nie widziała, czy choćby mrugnął okiem za szkłami okularów. – James z pewnością był jej piętą achillesową. – Uciekła wzrokiem do wody basenu, czystej, turkusowej. – Posłuchaj, minęło sporo czasu i naprawdę nie wiem, co wtedy chodziło jej po głowie. Po prostu wątpię, żeby to było samobójstwo. Bentz zadał jeszcze kilka pytań na temat ich przyjaźni, a potem, gdy Shana zerknęła na zegarek, uderzył z grubej rury: – Myślisz, że mogła sfingować własną śmierć? – Co? – Zaszokował ją. – Chyba żartujesz. – Ale widziała, że tak nie jest, miał śmiertelnie poważną minę. – Nie ma mowy. Niby jak miałaby to zrobić? – Myśli kłębiły jej się w głowie. Przeszył ją dreszcz. Czy to podstęp? Mina Bentza mówiła, że nie. – Dobra, nie wiem, o co ci chodzi, ale odpowiedz brzmi: nie, nie sądzę, że mogłaby... Jak to było: „Sfingować własną śmierć”? Podłożyć kogoś? Zabić jakąś kobietę? Nie... To szaleństwo, Rick. – Shanie zrobiło się niedobrze. To bardzo dziwne. – Przecież chyba ty zidentyfikowałeś zwłoki? Skinął głową i ledwo zauważalnie zacisnął usta. http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl/media/ Zaciskał usta w wąską kreskę. W jego oczach i głosie był chłód. Wieczny glina. Zimny. Daleki. Doświadczony. – Przypominasz sobie coś jeszcze? – Tylko to, że żałowała – powiedziała w przypływie szczerości. – Że cię skrzywdziła. Spojrzał na nią, jakby znowu się z nim drażniła. I trudno mu się dziwić. – Mówię poważnie, Rick. Była na siebie wściekła za, jak to nazywała, swoje przekleństwo – odruch, by odpychać od siebie wszystko, co dobre. Owszem, była egocentryczna i próżna, ale w głębi duszy była też bardzo dobra. I na swój dziwaczny sposób kochała cię. I to bardzo. Rozdział 9 I ego dnia Bentz po raz pierwszy zobaczył Jennifer w Los Angeles. Rozstał się z Shaną w jej rezydencji w Beverly Hills i pojechał na południowy zachód; chciał odnaleźć ulicę Figueroa i zaspokoić chorą ciekawość.

próbkę DNAi stwierdzimy, że w środku rzeczywiście jest jego stara. A wtedy Bentz zniknie tam, skąd przylazł. – Jeśli to naprawdę ona – zaznaczył Hayes. – Tylko nie mów, że mu wierzysz – żachnął się Bledsoe z obrzydzeniem. – Że to ona. Jak powiedziałem, sam ją zidentyfikował. Osobiście. – Odsunął krzesło z taką siłą, że nogi zazgrzytały na podłodze. – Zły glina to zły glina, mówię wam. Sprawdź Tym bardziej miał się na baczności. Czyżby prowadziła go w pułapkę? Musi być czujny. Gotowy. Dziwne to było. Miała profil Jennifer – prosty nos. głęboko osadzone oczy, wysokie kości policzkowe, ostry podbródek. Była też odpowiedniej budowy, ale wyglądała raczej na trzydzieści pięć lat niż na czterdzieści pięć i nie sądził, by zawdzięczała to skalpelowi chirurga. Po raz tysięczny zastanawiał się, czy to wszystko ukartowano, by zwabić go do Point Fermin. Nie bał się. Owszem, był zaintrygowany. Zaniepokojony, tak. Ale nie bał się o życie, co mogło świadczyć o jego głupocie. Znał drogę na pamięć, wielokrotnie jeździli tam z Jennifer. Nie zawracał sobie głowy autostradą jechał na południe, na półwysep Palos Verdes, wyrastający z morza. Jego pasażerka uchyliła okno i rozpuściła włosy, które zaraz rozwiał wiatr. – Pamiętasz latarnię morską? – zapytała i posłała mu znaczące spojrzenie. Zaschło mu w