- Bardzo podobna do ciebie, nie sadzisz?

ani psa, otworzyła więc drzwi. W środku natychmiast zabłysnęło światło. Rozdygotana Shelby wsunęła się za kierownicę i zamknęła drzwi. Światło zgasło, ale była pewna, że została przyłapana. Szczękając zębami, spróbowała użyć pierwszego klucza. Bez powodzenia. Drugi również nie pasował. Kiedy trzeci klucz też na nic się nie przydał, tak się zdenerwowała, że ledwo mogła ruszać palcami. A jeśli zostawiła jakiś komplet kluczy w domu? Jeśli żaden klucz nie był właściwy? A jeśli?... - Kto tam, do cholery? - zabrzmiał donośny głos. Shelby aż podskoczyła. Pisnęła. Wyrżnęła w kierownicę. Klakson zaryczał. Gdzieś na zewnątrz rozległo się ujadanie psa i w tym momencie ktoś gwałtownym ruchem otworzył drzwi samochodu. Światło w środku znowu się zapaliło. W jego ostrym blasku Shelby patrzyła w rumianą, zaciętą twarz Rossa McCalluma. Mokre włosy oblepiały mu czaszkę, oczy przypominały szparki, a mina wyrażała ni to zaskoczenie, ni to satysfakcję. W wielkiej pięści ściskał pistolet ze srebrną lufą. Shelby omal nie zsiusiała się w majtki. - A to dopiero, spójrzcie no, kogo my tu mamy? Córunia sędziego, akurat tutaj, w tym cholernym wozie. W kabinie czuć było odór skwaśniałej whisky. Shelby poczuła mdłości. - No i co ty wyrabiasz, malutka Shelby? Kradniesz staremu brykę? - Pożyczam - wydusiła, śmiertelnie przerażona. Nie miała wyjścia, musiała blefować. - A dlaczegóż to? - Nie twój interes. - Przypominała sobie, że ten mężczyzna jest tylko wynajętym przez jej ojca robotnikiem, nikim http://www.rejack.pl/media/ - A pan? - Paterno spojrzał na Nicka, który nachylił sie do przodu, uwa¿nie przygladajac sie zmieniajacej sie twarzy. 346 - Nie... nie sadze - powiedział w koncu. Paterno, nie kryjac zniechecenia, wyłaczył komputer. - Szukamy córki Pameli Delacroix - powiedział. - Wyszła za niejakiego Roberta Johnsona. Jak dotad nie zdołalismy jej odszukac. - Chciałbym sie z nia spotkac, kiedy ju¿ ja odnajdziecie - rzekła Marla. - ¯eby zło¿yc jej przynajmniej wyrazy współczucia, jesli w ¿aden inny sposób nie bede mogła jej pomóc. - Zobacze, co da sie zrobic - obiecał detektyw.

zauroczenie Nickiem wyda ci sie smieszne. Okłamywała sama siebie. Uczucie, które wzbudzał w niej Nick, pierwotne i jedyne w swoim rodzaju, było czyms szczególnym. - Nawet o tym nie mysl - mrukneła do siebie. Musi oprzec sie tym niebieskim oczom. Jest me¿atka. Ma dzieci. A Sprawdź Nevada nie wierzył mu ani trochę. Nigdy się nie przyjaźnił z Shepem, nawet w czasach, gdy grali w jednej drużynie. Obaj o tym wiedzieli. Ale trzymał język za zębami. Marson przyjechał tutaj nie bez powodu. To musiało być coś poważnego. Shep wyszarpnął puszkę z uchwytu i rzucił ją Nevadzie, a on złapał ją w locie. - Co za cholerny upał - burknął Shep. Otworzył puszkę i słuchał krzepiącego syku powietrza. Kiwnął głową, uniósł puszkę i pociągnął duży łyk. - Tu zawsze jest gorąco - odparł Nevada, otwierając swoje piwo. - Lato w Teksasie. - Chyba o tym zapomniałem. - Shep zachichotał, ale bez krztyny wesołości. - Chodź, przysiądziemy na chwilkę. - Kiwnął głową w kierunku frontowego ganku, gdzie dwa plastikowe krzesła cierpliwie pokrywały się kurzem. Po twarzy ciekła mu strużka potu, od której błyszczały cienkie, mocno już siwiejące baczki. - Słyszałeś o starym Calebie Swaggercie? - zagadnął, patrząc na horyzont, gdzie zebrało się kilka chmur, które rozpraszał lecący na północ samolot. Nevada poczuł, że jeżą mu się włoski na karku. Oparł się o słupek ganku, gdy tymczasem Shep sadowił się na