Opuścił pokój przepojony zapachem Laury. Wszedł po schodach

adopcją powinien powstać pełny wizerunek rodziny, do której miało trafić dziecko. Ponieważ zajmowało to sporo czasu, więc z powodu zaistniałych okoliczności musieli się bardzo spieszyć. Richard niecierpliwie wiercił się na krześle, zalez˙ało mu bowiem, by wszystko odbyło się jak najszybciej. Był dzisiaj umówiony na lunch z osobą, która mogła udzielić mu poparcia w zbliżającej się kampanii, potem czekała go narada z kolegami w pracy, musiał też przygotować się do sprawy, w której dopatrzył się więcej dziur niż w szwajcarskim serze. Jednak nic nie przygniatało go tak bardzo, jak spodziewana adopcja. Od pamiętnego telefonu Kate mówiła tylko o dziecku. Prawie nie spała. Obdzwoniła też obie rodziny i spenetrowała wszystkie okoliczne sklepy z niemowlęcymi artykułami. Richard martwił się jej stanem. Jako prawnik uważał całą sprawę za mocno podejrzaną. Rozważał fakty. Jakaś nieznana kobieta zdecydowała, że mają zostać rodzicami jej dziecka. Chciała, żeby ot, tak sobie wychowali jej dziecko. Oboje z Kate nic nie wiedzieli zarówno o niej samej, jak i o jej rodzinie. To mogło się okazać niebezpieczne, a z całą pewnością nie było zbyt http://www.reologiawbudownictwie.info.pl/media/ ziarnku grochu, bo mała dziewczynka będzie musiała używać stołeczka, żeby się wdrapać na tak wysokie łóżko. Zdaniem Laury, pomyślał o wszystkim. Zajrzała do szafy i szuflad. Znalazła w nich mnóstwo ubrań w trzech rozmiarach. Uświadomiła sobie, że on naprawdę nic nie wie o własnej córce. Wróciła do swojego pokoju, otworzyła walizkę i wyjęła teczkę, którą zaledwie dwa dni temu dostała od Katherine Davenport, właścicielki firmy „Pani domu". Ze zdjęcia patrzyła na nią mała, ciemnowłosa dziewczynka ze słodkim uśmiechem i oczyma tak błękitnymi jak niebo w słoneczny dzień. Laura z westchnieniem odłożyła zdjęcie i podeszła do okna. Odsunęła zasłonę i usiadła na ławie. Widziała stąd stały ląd i inne wyspy rozrzucone wzdłuż wybrzeża Południowej

nieprawdaż? Zyskać swobodę, by móc odmienić swoje życie. – Tak – potwierdziła cicho. Poczuła się jak uderzona obuchem. Jej obawy się potwierdziły. Po wczorajszym incydencie Theo nie mógł się już doczekać, by się jej pozbyć i zastąpić ją kimś bardziej odpowiedzialnym. Powstrzymując łzy, upiła łyk gorącej herbaty, żeby się opanować. Sprawdź parę razy, i to wiele lat temu. Wiedziała jednak, że nie powinna mu się w tej chwili przeciwstawiać. Gdyby poczuł opór, stałby się jeszcze bardziej agresywny. Wzięła więc głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Dobrze, kochanie. Powiedz mi, co się stało – poprosiła. – To raczej ty mi powiedz. – Zbliżył się do niej chwiejnym krokiem. – Może porozmawiamy o tej książce, Kate? Jaki ma tytuł? ,,Martwy kontekst’’? – Kontakt – poprawiła go. – Chodzi ci o książkę Luke’a? Nic nie rozumiem. – Jasne. – Skrzywił się. – A skąd masz autograf? Serce zaczęło łomotać jej w piersi. Nie chciała poruszać tego tematu, zwłaszcza teraz, kiedy Richard znajdował się w takim stanie. – Mówiłam ci już przecież, że...