było nic, tylko blask księżyca, i nagle jakby rozbłysnął cały świat, tak że

zwalenie kolumny Vendóme (Polina Andriejewna widziała kiedyś obrazek, na którym paryscy komunardzi obalają napoleoński słup). Brat Jonasz gruchnął plecami o ziemię, a potylicą uderzył w ten sam żłobkowany kamień, którym nie tak dawno próbował się posłużyć jako narzędziem mordu. Temu spotkaniu towarzyszył przerażający trzask; olbrzym legł nieruchomo, rozłożywszy potężne ręce. – Dzięki ci, Panie – z uczuciem wyszeptała pani Lisicyna. – To jest sprawiedliwe. W tej samej chwili zawstydziła się jednak własnej krwiożerczości. Podeszła do leżącego, przykucnęła, podniosła opadłą powiekę, żeby sprawdzić, czy żyje. – Żyje – westchnęła z ulgą. – To ci ma twardy czerep! Jej towarzysz boju zeszedł po stopniach, przysiadł na ganku, spojrzał z obrzydzeniem na rozbite kostki palców. – A do diabła z nim. Niechby i zdechł. Niespiesznie, z zainteresowaniem obejrzał damę w ubłoconej bieliźnie. Polina Andriejewna zarumieniła się, przykryła dłonią haniebny siniak. – Aha, wdowa-narzeczona – poznał ją mimo to piękniś. – Wiedziałem, że się spotkamy, i spotkaliśmy się. No, no, to ci dopiero. – Odsunął na bok jej dłoń i gwizdnął z cicha. – Jaką pani ma delikatną cerę! Ledwie upadła i już krwiak. Ostrożnie (wydawało się nawet, że pieszczotliwie) powiódł palcem po sinej skórze. Pani Lisicyna nie odsunęła się. Nie usiłowała wyjaśniać, że siniak nie jest świeży, tylko wczorajszy. http://www.robmyswoje.org.pl/media/ wstrętne Panu Bogu przezwisko «Wyspy Samobójców», jako że w krótkim czasie najgorszego z grzechów śmiertelnych dopuściło się tu już dwóch”. * * * Władyka winił za tragedię tylko siebie. Przygarbiony, z nagła postarzały, powiedział swym zaufanym doradcom: – To wszystko przez moją dumę i pewność siebie. Nikogo nie posłuchałem, zdecydowałem po swojemu, i to nie raz, ale dwa. Najpierw Aloszę zgubiłem, a teraz Lagrange’a. I co najbardziej nieznośne – skazałem na pohańbienie nawet nie śmiertelne ich ciała, lecz dusze nieśmiertelne. Dusza pierwszego jest złożona ciężką chorobą, drugi zaś swoją w ogóle zniszczył. To stokroć gorsze niż sama śmierć... Omyliłem się, okrutnie omyliłem. Myślałem, że człowiek wojskowy, prostolinijny i bez fantazji, nie może ulec duchownej rozpaczy i mistycznemu przerażeniu. Ale nie wziąłem pod uwagę, że ludzie takiego rodzaju, zetknąwszy się ze zjawiskiem naruszającym cały ich prosty i jasny obraz

Polina Andriejewna wiedziała, że dla świętej pamięci starca z optińskiej pustelni, Zosimy Wierchowskiego, władyka żywi szczególną cześć, tak że argument archimandryty nie chybił celu. Mitrofaniusz milczał. Pozostali mnisi patrzyli na niego, czekali. Pani Lisicyna nagle poczuła się nieswojo: ona jedna była tu w świeckim stroju, jedyna jasna plama pośród czarnych habitów. Jakby jakaś sikorka przez pomyłkę wleciała między stado wron. Sprawdź niegastryczne powody? Może czuje tę ssącą pustkę w brzuchu z powodu ogromniejącej pustki w jego własnej duszy? Bo choć Lang nigdy by się nie przyznał do tego przed sobą samym, w gruncie rzeczy zazdrości Polakom ich brawury, a brzydzi się swoich idealnie zakonserwowanych myśli i zmieszczaniałych obyczajów. A już najbardziej tłustego brzuszyska, idealnie wypełniającego przestrzeń między empirowym fotelem i krawędzią biurka zasypanego niebieskimi teczkami, przeznaczonymi na akta osobników politycznie podejrzanych.