Wygodniej będzie, jak tu do mnie przyjdziecie. Co tam masz?

zabezpieczonego domu. Trzy godziny później Milla zorientowała się, że „dom" nie jest tu najwłaściwszym określeniem. Diaz skręcił z utwardzonej drogi, wjeżdżając na ścieżkę tak kamienistą i stromą, że Milla szybko zamknęła oczy i chwyciła się mocno fotela, pewna, iż lada moment czeka ich dachowanie. Ścieżka wreszcie się skończyła (Milla musiała przyznać, że również określenie „ścieżka" było eufemizmem). Stanęli u podnóża stromej góry - Stąd idziemy pieszo - oznajmił Diaz, wyłączając silnik. Milla wrzuciła torebkę pod siedzenie i wyskoczyła z auta, nie czekając na pomoc mężczyzny Rozejrzała się uważnie dookoła, patrząc na otaczające ich góry. O ile wiedziała, Idaho było jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Niebo wyglądało jak pomalowane głębokim, jesiennym błękitem. Drzewa urzekały niesamowitą paletą kolorów: zieleń mieszała się z najpiękniejszymi odcieniami czerwieni i żółci. Powietrze było rześkie i czyste. Diaz wyjął z samochodu plecak i narzucił go sobie na ramiona. - Tędy - wskazał, ruszając w stronę cichego lasu. - Skąd znasz dokładną drogę? - Mówiłem ci, zrobiłem rekonesans. http://www.scenawgrodzkiej.com.pl 359 - Tak. Ona... już nie żyje. True miał chyba z pięć lat, kiedy matka zostawiła jego ojca i pojechała z moim do Meksyku. Urodziła mnie, zostawiła mojego ojca i znalazła sobie kolejnego faceta. - Ale zabrała cię ze sobą? - Na jakiś czas. Kiedy miałem dziesięć lat, odesłała mnie do taty, do Meksyku. Teraz nie jestem nawet pewien, czy w ogóle byli małżeństwem. Zabawne, nie pomyślałem o tym: jeżeli matka nie rozwiodła się z ojcem True jeszcze przed moim narodzeniem, to w sumie mogę formalnie nosić nazwisko Gallagher. Jego ton nie zdradzał specjalnych emocji. Najwyraźniej ta drobna kwestia w ogóle go nie zajmowała. Milla domyśliła się, że

doczekawszy się dawcy. A jeśli mieli pieniądze i nie chcieli czekać? Jeśli mogli złożyć zamówienie na, powiedzmy, serce dawcy o określonej grupie krwi? Do czego dochodziło, gdy gotowi byli an43 153 Sprawdź kilka zielonych świateł z rzędu. Milla patrzyła, jak cienie grają na twarzy mężczyzny, jak rysy Gallaghera stają się nagle ostrzejsze, surowsze, jak bębni ze złością palcami po kierownicy - Nie musisz grzebać siebie za życia - powiedział wreszcie, a jego głos ociekał goryczą. - Na Boga, wiem, co tobą powoduje. Ale nie musisz urządzać sobie życia na zasadzie albo-albo. Możesz szukać swojego syna i mieć jeszcze czas dla siebie. Zamknęłaś się w twardej skorupie i nie chcesz wpuścić nikogo do... - To nie fair - przerwała mu Milla. - Nie można oczekiwać od człowieka czegoś, czego on nie ma ochoty ofiarować. Nie poświęcę ci ani minuty mojego czasu, jeżeli ta minuta mogłaby zaważyć na możliwości uzyskania jakichkolwiek informacji o Justinie. - A jednak poświęciłaś czas na kolację z Susanną i Ripem.