- Już ją lubię. - Jej głowa przesuwała się w dół. Krótkimi pocałunkami

podobny do agenta FBI. Przynajmniej jest w tym samym wieku. Przed pięć¬ dziesiątką lub trochę po. - A zatem mam szukać białego mężczyzny w średnim wieku. To wszyst¬ ko? Rainie zastanawiała się przez chwilę. - Tak - odpowiedziała. - To wszystko. - Dobrze. Kiedy tylko zobaczę jakiegoś białego mężczyznę w średnim wieku, będę strzelał tak, żeby zabić. Sprawiła mi pani prawdziwą przyjem¬ ność! - Staram się, jak tylko mogę. Niech pan posłucha. Można mnie złapać pod numerem podanym na wizytówce. Gdyby coś się działo, nie pomogę panu, ponieważ będę pięć tysięcy kilometrów stąd. W razie kłopotów proszę się kontaktować z szeryfem Vince'em Amitym. On prowadzi śledztwo w sprawie wypadku Amandy Quincy. To porządny facet. I niech pan nie ryzykuje. Proszę tylko obserwować i robić notatki. Jeśli Mary spotka się z kimś osobiście, proszę szczególnie uważać. Byłam w tamtym domu w Filadelfii. Na zdjęciu nie widać nawet jednej dziesiątej tego, co on tam zro¬ bił. - Co pani zamierza? Rainie uśmiechnęła się do de Beersa. http://www.sluby-zakopiec.com.pl/media/ groźny cień na werandzie... Ostatnio zawodziły ją nerwy. Przez tłum przeszedł szum. Rainie otrząsnęła się z zadumy i skupiła uwagę na zielonym cmentarzu. Właśnie nadjechała kolumna samochodów. Dziewczynki i ich rodziny. Pierwszy wysiadł George Walker. Był postawnym mężczyzną o zaczerwienionej, szerokiej twarzy i nabiegłych krwią oczach. Obszedł samochód, żeby otworzyć drzwiczki żonie. Jean Walker, drobna w przeciwieństwie do męża, bezwładnie wspierała się na jego silnym ramieniu, gdy prowadził ją przez trawnik. Poczekali razem na Bensenów, którym wyjście z wozu zajęło dużo więcej czasu. Rainie nie znała Josepha i Virginii, rodziców Alice. Słyszała tylko o ich synu, Fredericku, którego Frank i Doug entuzjastycznie zachwalali jako najlepszego od lat koszykarza w Bakersville High. Większość mieszkańców miasta z zapartym tchem śledziła jego osiągnięcia sportowe. Rainie zwróciła uwagę na wyraźnie nordyckie rysy tej rodziny. Oboje Bensenowie szli wyprostowani, z uniesionymi głowami. Nie spuścili wzroku, gdy wystąpiła do przodu

czarni i biali, bogaci i biedni. Wszystko się we mnie burzy przeciw takiej rzeczywistości. Chciałbym się od niej odizolować, ale jako dyrektor szkoły nie mogę tego zrobić. Mam zobowiązania wobec uczniów. Muszę ich przygotować tak, żeby potrafili przetrwać. Ale jak się do tego zabrać? Nie jestem pewien, czy ja sam jestem przygotowany do życia w takim świecie. Panna Avalon na pewno nie była. – Zorganizował pan pomoc terapeutyczną? – zapytał łagodnie Quincy. Sprawdź – No dobrze, dobrze, tylko się nie posiusiaj z radości. – Ręce do góry. Odwróć się. Połóż ręce na masce. Nogi szeroko. – Chcesz mnie zrewidować? Bo jechałem za szybko? – Kto powiedział, że to ma coś wspólnego z motorem? – Co do... Spóźnił się. Rainie pchnęła go na maskę, podniosła mu ręce i sprawnie przeszukała. Minutę później Kenyon został pozbawiony korkociągu, scyzoryka, dwustu dolarów w gotówce i rulonu dwudziestopięciocentówek. Quincy zważył rulon w ręku i zacisnął na nim palce. Drań wie, jak wzmocnić cios, pomyślał. Nudzi nam się, panie Kenyon? – zagadnął Charliego. Rainie zluzowała chwyt. Młody człowiek odwrócił się powoli, ostentacyjnie potrząsnął rękami i poprawił kołnierz skórzanej kurtki. Odgarnąwszy do tyłu brązowe, faliste włosy,