- Pobili? - Lizzie zamrugała oczami. - Kto z kim?

z głowy. To Angela przekazała jej wiadomość. Siedziała teraz przy córce, gotowa służyć jej chusteczkami, ale Lizzie, choć przybladła, zachowała kamienną twarz. - Lepiej wyrzuć to z siebie, jeśli potrafisz - powiedziała jej matka, nauczona wieloletnim doświadczeniem. - Spodziewam się, że potrafię - odparła Lizzie. - Jak do tego dojrzejesz. - Angela miała czerwone oczy. Lizzie pokiwała w milczeniu głową. - Oczywiście dzieci jeszcze nie wiedzą. - Rzeczywiście nie wiedzą, rozmawiałam już z nimi. - Pomyślałyśmy z Gilly - ciągnęła Angela, zaniepokojona jej chłodnym spokojem - że sama im zechcesz powiedzieć... To znaczy, nie żebyś chciała, głupio mówię. - Rozumiem, o co ci chodzi, mamo. - Bo wiesz... Leżysz tutaj, a nie można za długo zwlekać, bo i tak się wyda. Gilly zachowuje się wspaniale, stara się ich zająć, nie włącza telewizora, http://www.sparkel.pl/media/ Na przekór jego mrocznym prognozom, poszczęściło nam się - chmury płynęły nisko, lecz obok. To z prawej strony, to z lewej strony z nich spadały mgliste strugi deszczu, wiatr przynosił zapach mokrej ziemi, czasem - pary kropli, i na tym się kończyło. Dzień był bez przygód, co więcej - nieznośnie nudny. Wokoło, dokąd nie spojrzysz, garbiły się bezleśne pagórki, leżące w cieniu chmur. One nie zbliżały się i nie oddalały się. Rolar zakomunikował, że kilkadziesiąt wiorst na północ – jest Pridriw, gdzie, podobno, jest ze dwieście jezior i jeziorek, zostawionych niegdyś przez przepełzający lodowiec. Po słuchach - dlatego , że nikt jego nie zobaczył i nie opisywał, a parę setek do wszystkiego przyzwyczajonych wieśniaków, rozmieszczonych na brzegach jezior, nie liczy się. Orsana słuchała wampira z autentycznym zainteresowaniem, i on pochlebiany, rozpływał się nad słowikiem nie gorzej od “bajarza” z Witiagskiego zamku. Ja jednosylabowo potakiwałam mu i w żaden sposób nie mogłam się zdecydować, czy mam się gniewać na niego za “głupią” lub odpisać na straty te naprędce wyrwane słowo. Przedtem również zdarzało się nam nagradzać się nieprzyzwoitymi epitetami, lecz to nie wychodziło za ramy przyjacielskiej pogawędki, i my nawet tego nie zauważaliśmy, nie mówiąc już o tym, by obrażać się. Rolar zaś wymówił to słowo z taką goryczą, jakby ono szło z samego serca i dlatego przedźwięczało jako obraźliwe. Wampir sam poruszył drażliwy temat: - Wolha, ja, oczywiście, przepraszam, nie chciałem na ciebie krzyczeć, lecz na przyszłość zapamiętaj: Strażniczka odpowiada nie tylko za siebie, a w niebezpiecznych sytuacjach, podobnych jak wczorajsza, takie idiotyczne bohaterstwo jest niestosowne. - Myślisz, że gdyby Len był z nami, on by was rzucił? - Oczywiście - bez wahania odpowiedział wampir. -- Gdyby on tego nie zrobił, to zginęlibyśmy niepotrzebnie, a to jeszcze przeboleje. Lecz ja nie proponowałem tobie nas rzucać. Mogłabyś poczarować z góry, a zobaczywszy, że sprawę jest licha, uratowałabyś się chociażby sama. A “za kompanię” do boju wkracza tylko beznadziejny głupiec, o czym ciebie powiadomiłem... jeszcze raz przepraszam. Jak nie jestem godna pożałowania, Rolar ma rację. Orsana podtrzymała jego pełnym wyrzutu milczeniem. Ja przegryzłam wargę, by ukryć zmieszanie. - Teraz obiecajcie, że potem nie będziecie mi jako zjawy, rzucać mi wypominań za kompanię. - Jeszcze czego - zachichotali. -- My i bez tego znajdziemy jakiś powód. Na przykład, za te przepiękne grzyby, które ty tak oburzająco zlekceważyłaś, obraziwszy nasze najlepsze intencje. - Ale wy też ich nie jedliście! - oburzyłam się. - Ze zmartwienia przez gardło nie przeszły - weselili. Orsana dodała: - Lecz konika - wybrałaś innego. Ona rozsądnie nie miesza się do walki, a zwiewać na niej można nawet przez rzeki i góry! Potargałam kobyłę po grzywie: - Mam takie uczucie, jakby to ona mnie wybrała. Rolar kiwnął:

gniewu i rozpaczy, ale najbardziej przerażały ją ciosy pięścią. Bała się, że pewnego dnia Tony straci wszelką kontrolę i wyrządzi małej poważną krzywdę - na przykład uderzy ją w główkę albo w brzuszek zamiast po pupie czy po rękach, jak dotąd. Z drugiej Sprawdź Ash powiedział: stworzeni dla siebie. Czy aby na pewno? ROZDZIAŁ SIÓDMY Maggie nie miała pojęcia, o której Tannerowie wrócą do domu. Zamiast siedzieć bezczynnie i czekać na nich, zajęła się pracami domowymi: zrobiła zaległe pranie, posprzątała. Zwykłe zajęcia, które nie absorbują myśli, i Maggie, krzątając się po domu, cały czas rozmyślała, niestety, o Ashu. Miłe podniecenie szybko przerodziło się w dręczący lęk. Czy rzeczywiście pragnę tego człowieka? - zastanawiała się, usypiając Laurę. Po tym, jak rozpadło się jej