- Zaufaj mi. Jest bardzo cierpliwy. Nick rozesmiał sie i otarł usta wierzchem dłoni. Cherise miała w sobie cos, co zawsze mu sie podobało; choc z drugiej strony zazwyczaj była jak wrzód na dupie. Zmienna jak kameleon, potrafiła bezbłednie wtopic sie w ka¿de otoczenie, czy była to zbiórka dru¿yny harcerskiej, impreza narkotykowa, czy, ostatnio, swiat wartosci chrzescijanskich. - Chciałabym sie spotkac z Marla. - Wstała, siegajac po swój parasol. - Mo¿e mógłbys to zaaran¿owac. - Porozmawiam z nia. - Jak ona sie czuje? - zapytała Cherise z troska, jakby naprawde ja to interesowało, choc Nick zauwa¿ył, ¿e zrobiła to dopiero po dobrym kwadransie. - Dochodzi do siebie. - To dobrze. Zadzwon do mnie. Teraz prawie cały czas jestem w domu. Numer ten, co zawsze. - Pogrzebała w swojej torebeczce i wyciagneła wizytówke. - Prosze. - Wetkneła mu w dłon kartonik. Nick zauwa¿ył zło¿one jak do modlitwy rece w jednym rogu, a w drugim imie, nazwisko, adres i numer telefonu Cherise wraz z danymi jej me¿a, wielebnego Donalda, http://www.studium-medyczne.info.pl - Całkowicie. - Ja tylko chcę pomóc. 183 - Pani da sobie radę. - Nevada zmierzył mężczyznę surowym spojrzeniem. - W porządku. W takim razie otworzę bramę. - Jeb skinął głową. Shelby chwyciła leżące na jego wyciągniętej dłoni klucze, podeszła do dużej furgonetki i wsiadła za kierownicę. Nevada usiadł obok, na szerokiej ławie, i patrzył przez ciemne okulary na bliźniacze bruzdy prowadzące do lądowiska, podczas gdy Jeb, zgodnie z zapowiedzią, odryglował aluminiową bramkę i otworzył ją na oścież. - Nie bądź rozczarowana, jeśli jej się nie spodobasz - powiedział Nevada, kiedy zabudowania rancza pozostały w tyle. - Nie będę. - Ależ na pewno będziesz. - Patrzył na otaczający ich krajobraz. Wysoko w górze krążył jastrząb. - Wiem, że obie potrzebujemy czasu. - Pikap podskoczył na wyboistej drodze.
Raz po raz padało słowo madre. Wprawdzie Shelby niewiele z tego rozumiała, ale trudno było pomylić takie nazwiska jak McCallum czy Swaggert. W pewnym momencie Roberto wspomniał coś o jakimś cabrón ale Vianca przerwała mu i spojrzała surowo w stronę Shelby. Roberto nie pojął aluzji i w dalszym ciągu złorzeczył po hiszpańsku, a nazwiska takie jak Swaggert, Smith i McCallum opatrywał przekleństwami. Twarz Vianki poszarzała. Dziewczyna zaczęła mówić coś gwałtownie, przewiesiła przez ramię pasek skórzanej, wysadzanej paciorkami torby i wybiegła frontowymi drzwiami. Rozgniewany Roberta wciąż klął po hiszpańsku. Sprawdź - Trzydzieści minut - powiedziała w końcu, stukając grubym palcem w cyferblat swojego timeksa. - Będę sprawdzała czas. - I wyszła z sali, szeleszcząc wykrochmalonym fartuchem. - Proszę nie zwracać uwagi na Panią Ciekawską - Caleb powiedział do Katriny, kiedy zostali sami, tylko w towarzystwie rozlicznych wizerunków Syna Bożego. - I pamiętać o zamknięciu drzwi. Nie chcemy, żeby ktoś pod86 słuchał to, co mam do powiedzenia. Nacisnął osłabionymi palcami klawisz „mute” na telewizorze. Katrina nie sprzeczała się z nim. Podeszła do drzwi, omiotła korytarz fachowym spojrzeniem, przekonała się, że nikt nie czyha w pobliżu, a potem stanowczym ruchem zamknęła drzwi. Zadowolona, że są sami, wzięła jedyne, niewygodne krzesło w sali i przysunęła je do łóżka. Usiadła, uruchomiła dyktafon i ostrożnie położyła go między dwiema małymi figurkami klęczących pasterzy. - Mam dużo pytań - powiedziała. - Głównie o tę noc, kiedy zginął Ramón Estevan. - Ale to nie wszystko? - Nie. Porozmawiamy o tej nocy, oczywiście, to bardzo ważne. Będę chciała się dowiedzieć, kiedy dotarł pan do sklepu i co pan robił, kogo pan widział, co podsłuchał, ale zacznę od ogólnego tła. - Wyciągnęła notes i pióro, żeby