O co chodzi? Miodem spływające serce natychmiast podpowiedziało policmajstrowi: to czas i miejsce spotkania. No, co do czasu, to wszystko zrozumiałe – godzina dwunasta minut zero zero. Ale co to takiego „Synaj”? Oczywiście jakaś przenośnia. Myśl, nakazał sobie Lagrange, nie przypadkiem jego ekscelencja pan gubernator powiedział wtedy: „Zadziwia mnie, pułkowniku, chyżość pańskiego umysłu”. Najważniejsze, że do północy pozostało tylko trzy kwadranse! – Synaj, Synaj, bądź tu mądry... – z zadumą zanucił pan Feliks na melodię szansonetki Bukiet miłości. Portier, wciąż jeszcze pod wrażeniem policmajstrowego kułaka, spytał usłużnie: – Synajem interesuje się wasza wielmożność? Niepotrzebnie, pozwalam sobie zauważyć. O tej godzinie nikogo tam nie ma. Kaplica Świętego Mikołaja zamknięta, wcześniej niż jutro nie dostanie się tam łaskawy pan. I wyjaśniło się, że Synaj to wcale nie święta góra, na której Mojżesz rozmawiał z Panem, a ściślej – nie tylko ona, ale i znana nowoararacka ciekawostka, skała nad jeziorem, na której odprawia się modlitwy do świętego Mikołaja. Królewska lakoniczność bileciku robiła wrażenie. Ani „czekam”, ani „przybądź”, ani co to takiego „Synaj”. Niezachwiana pewność, że on wszystko zrozumie i natychmiast przyleci na zew. A przecież widziała go tylko przez chwilę. O bogini! Dopytawszy się, jak dojść do Synaju (wiorsta z kawałkiem na zachód od klasztoru), http://www.szkolarodzeniazelazna.com.pl dotykając, i słowa jakieś słychać niewyraźne. Agapiusz zrozumiał tylko „przeklinam” i „Wasilisk”, ale i tego dość mu było. Rzucił niedoprane rzeczy, poleciał co sił w nogach do braci, do cel, i jak nie zacznie krzyczeć. Wasilisk, powiada, wrócił się, strach jaki gniewny, na wszystkich klątwę rzuca. Agapiusz – głupi smarkacz, w Araracie od niedawna, nikt mu nie uwierzył, a za bieliznę porzuconą, co ją fala zmyła, jeszcze mu pomocnik ojca szafarza dał po łbie. Ale potem czarny cień zaczął się i innym braciom objawiać: najpierw ojcu Hilariuszowi, starcowi wielce szanownemu i powściągliwemu, potem bratu Melchizedekowi, potem bratu Diomedesowi. Zawsze nocą, przy księżycu. Słowa każdy słyszał inne: ten klątwę, ów napomnienie, a jeszcze inny – coś całkiem niezrozumiałego, to już zależy, jak tam wiatr powiał, ale widzieli wszyscy jedno i na potwierdzenie przed samym archimandrytą Witalisem ikonę całowali: ktoś czarny w ubraniu do pięt i spiczastym kapturze, tak jak starcy z wyspy, unosił się nad wodami, słowa jakieś mówił i palcem groźnie gdzieś w bok mierzył.
doprowadził! Widmo nie widmo – dla Lagrange’a to wszystko jedno. I koniec. Idź sobie, Pelagio, ja swojej decyzji nie zmienię. Odwrócił się i nawet nie pobłogosławił mniszki na pożegnanie, tak się rozzłościł. * * * Na górnym pokładzie kołowca „Święty Wasilisk”, metodycznie trzepiącego łopatami ciemne wody Jeziora Modrego, stał postawny, mocnej budowy pan w wełnianym Sprawdź – Tęsknię za tobą. Chciałabym cię teraz mocno uściskać. Chciałabym pocałować cię w głowę. Chciałabym... – Jej głos ochrypł. – Chciałabym wszystko naprawić. Bo wiem, że cokolwiek się stało, nie zrobiłeś tego umyślnie. Jesteś dobrym chłopcem, Danny. Jesteś moim synkiem i bardzo cię kocham. Znowu cisza. Sandy nie mogła tego dłużej znieść; syn łamał jej serce. Już miała odłożyć słuchawkę, kiedy Danny w końcu się odezwał. – Tyle hałasu – powiedział obojętnym głosem. – I ten potworny zapach. Wszystko inaczej niż na filmach. Nacisnąłem spust. Tyle hałasu. – Danny? – Odrzuciło je. Szafki zadudniły. Dziewczynki upadły na ziemię. Tyle hałasu. Zrobiłem coś bardzo złego, mamo. – Jego głos raptownie podniósł się do krzyku. – Zrobiłem coś bardzo złego! Sandy przeszył raptowny ból. Starała się godzić z rzeczywistością, ale i tak