- Mam dość tych kretyńskich kpin! - Gloria fuknęła niczym rozwścieczona kocica. - Następnym razem pójdę prosto do waszego szefa!

Po tych słowach odwrócił się i ruszył ku drzwiom. - Jeszcze raz spróbujesz się z nią zobaczyć, a postaram się, żebyś trafił za kratki. Zatrzymał się nagle, odwrócił. - Słyszałeś kiedyś o uwodzeniu nieletnich? Z twojej miny widzę, że tak. Cóż, wcale mnie to nie dziwi. - Oskarżenie może być trochę trudne, bo my nigdy... - Mam dowód, że wy owszem - przerwała mu spokojnie. - Załatwię cię. Santos spojrzał jej prosto w oczy. - Spróbuj. - Myślisz, że dostaniesz się po czymś takim do akademii policyjnej? Z wyrokiem? A dostaniesz wyrok, Victorze. Rodzina St. Germaine ma duże wpływy w tym mieście. W to nie wątpił. Wiele razy miał do czynienia z wpływowymi ludźmi i wiedział, jak potrafią być bezwzględni. - Możesz mnie straszyć, ale Gloria nigdy... - Gloria zrobi, co jej każę. Będzie słuchać mnie i mojego męża. Może być trochę uparta, ale nie na darmo nazywa się St. Germaine. Koniec końców wybierze lojalność wobec rodziny. Zapamiętaj to sobie. - To wszystko? Bo ja nie mam pani nic więcej do powiedzenia. - Ponownie ruszył ku drzwiom. - Tak jest! - zawołała za nim. - Wracaj do tej swojej starej dziwki! Zapytaj ją, kim jestem, a potem niech ci powie, czy ktoś taki, jak ty, mógłby zadawać się z Glorią! Odwrócił się gwałtownie. - Powtórz, coś powiedziała! - Co mianowicie? - zaśmiała się. - Że Lily jest starą dziwką? Czy że nie jesteś dość dobry dla Glorii? Doskonale wiesz, że nie. Jesteś tak samo nędzny, jak dziwka, z którą mieszkasz. Zacisnął pięści. Mógłby ją teraz zabić gołymi rękami. Nigdy w życiu do nikogo nie czuł takiej nienawiści, jak w tej chwili do tej kobiety. Dopiero teraz zrozumiał, do jakich ostateczności może posunąć się człowiek powodowany wściekłością. Podszedł do Hope, stanął na wprost niej. - O mnie możesz mówić, co ci się podoba – wycedził cicho - ale Lily zostaw w spokoju, bo pożałujesz. http://www.szkoleniestomatologow.pl/media/ - Cieszę się, że postanowiłaś zostać do czasu przyjęcia urodzinowego Rose. - Jestem wdzięczna, że mnie pan wczoraj nie zwolnił. Dziwny wyraz przemknął po jego twarzy. - Chciała pani zostać. To nie było pytanie. Alexandra zacisnęła usta i zrobiła krok ku drzwiom. Nie zamierzała okazywać, co naprawdę czuje. Wiedziała, że łatwiej zniesie następne dni, jeśli hrabia będzie myślał, że ona tylko wypełnia swoje obowiązki wobec podopiecznej. - Nie lubię zostawiać nie dokończonych spraw - oświadczyła. - Ja też. Resztę dnia spędziła na domyślaniu się ukrytego znaczenia jego słów, aż w końcu nabawiła się silnego bólu głowy. Na szczęście tym razem Rose grała całkiem nieźle, tak że nawet kuzyn łaskawie zaszczycił ją komplementem. W rezultacie panie Delacroix całkiem zapomniały o lordzie Beltonie i całą uwagę skupiły na drogim Lucienie. Alexandra

- Cóż, więc przystąpmy do dzieła. Nie chciałabym zajmować pani więcej czasu, niż to konieczne. Krawcowa obdarzyła ją uśmiechem. - Proszę się nie martwić. Dobrze opłacono mój czas. - Rozumiem - odparła Alexandra. - O czym wy tam paplacie? - wtrąciła Fiona, odrywając się od podziwiania jasnożółtej Sprawdź - Więcej? - przeraziła się Rose. - Ledwo zapamiętałam tę jedną. - Och, to proste - powiedziała guwernantka niedbałym tonem, choć była zaniepokojona. Na razie ćwiczyły rozmowy przy stole, innych kwestii jeszcze nawet nie poruszyły. Alexandra doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjęcie u Howardów będzie sprawdzianem umiejętności Rose i jej własnych. Szczególnie przed jednym człowiekiem pragnęła się wykazać. - Wybierz sobie pięć czynności, a później powtarzaj je w kółko. - Co? Nie rozumiem. - Pozwól, że ci zademonstruję. - Usiadła prosto i pociągnęła łyk wina z kieliszka. - O, tak, lordzie Watley. Wiem doskonale, co pan ma na myśli. - Wytarła serwetką kącik ust. - Naprawdę fascynujące. - Odłożyła serwetkę na kolana, poprawiła ją. - Cóż za odwaga. - Wzięła do ust kawałek wyimaginowanego dania, przeżuła go, połknęła. - Och, jestem pod