316

Swietnie. Po prostu swietnie. Piekny dzien wybrał sobie na wizyte. - Nareszcie - rzucił Alex, jakby czekał tu od wielu godzin. - Ju¿ myslałem, ¿e sie utopiłes. - Wskazał głowa morze. - Jeszcze nie. - Mo¿e nastepnym razem. - Mo¿e. Oczy Aleksa, bardziej szare ni¿ niebieskie, zalsniły gniewnie. - Masz wszystko gdzies, jak zawsze, - Pracuja nad tym. - Nick nawet nie raczył sie usmiechnac. - Nie chciałbym nikogo rozczarowac. - Cholera, Nick, nic innego nie robisz. - Skoro tak mówisz. W ułamku sekundy Nick zrozumiał, co musiało sie stac. Jego matka nie ¿yje. Z ¿adnego innego powodu Alex nie zdecydowałby sie rujnowac w taki sposób swoich opon, po 16 trzysta dolców ka¿da. Ale jakos nie mógł w to uwierzyc. http://www.ta-medycyna.net.pl/media/ Nicka. Co za ulga. Marla omal nie usiadła na podłodze. Wszystko było takie jak zwykle. Nie słyszała ¿adnych kroków 213 na schodach ani czyjegos przyspieszonego oddechu, ani szczekania Coco, zaniepokojonej obecnoscia intruza. Nie usłyszysz wystrzału rewolweru ani brzeku tłuczonego szkła. Spójrz prawdzie w oczy, Marla. Ponosi cie wyobraznia. Nikt nie zaczaił sie tu w złych zamiarach. Nikt nie czyha na twoje ¿ycie. A na dole jest Nick. Ta mysl była pokrzepiajaca, choc Marla nigdy by sie do tego nie przyznała. Nie nale¿ała w koncu do słabych, bezbronnych kobietek, potrzebujacych me¿czyzny, by czuc sie bezpiecznie. Była tego pewna jak niczego innego.

- Enrique. No, właśnie. Teraz Shep już sobie przypomniał. Enrique był jednym z dzieciaków Ramirezów, jakoś tam spokrewnionym z Estevanami. - Dziękuję, Enrique. - Shep wiedział, że to głupie, ale czuł rozczarowanie, że nie zobaczył Vianki. Przez kilka ostatnich dni miał obsesję na jej punkcie i starał się korzystać z każdej sposobności, żeby na nią popatrzyć choćby przez chwilę. Sprawdź benzyny, oleju i kurzu. Lars podał jej reke i Marla wysiadła. Czuła sie niezrecznie, jakby nigdy przedtem nie pomagał jej wysiadac z samochodu. Bo niby czemu miałby jej pomagac? Pewnie zawsze sama prowadziła. - Dziekuje - mrukneła odruchowo i zobaczyła błysk zdumienia w jego szeroko rozstawionych oczach. - Tedy, do windy - przypomniał jej Alex, kiedy zaczeła bezradnie rozgladac sie po betonowym gara¿u. Patrzyła na kołpaki i narzedzia rozło¿one na stole w przyległym pomieszczeniu. Nigdy wczesniej tu nie była i to sprawiało jej udreke. Ale przecie¿ pamieta ten dom! Od razu go poznała! Nie ma