ścianach. Zapach, ohydny smród posoki i świeżego prochu. Bezgłowe ciało na podłodze.

– Niekoniecznie – odpowiedział agent. On też zauważył rowerzystę. W tej samej chwili zza rogu wyłonił się Chuckie. Niósł tekturowe pudełko z czterema kubkami kawy. – To był pierwszy pobyt Melissy poza domem? – Tak – potwierdził Luke. – Więc wszystko jasne. – Może za bardzo komplikujemy sprawę – zastanawiała się na głos Rainie, przesuwając się na tylnym siedzeniu, żeby zyskać lepszy widok. – Pan Avalon ma motyw. Pan Avalon ma pieniądze. Tak się składa, że jego córka zginęła od pojedynczego strzału w głowę... – Zabójstwo na zlecenie – dokończył za nią Quincy. – A jeśli to nie miała być szkolna strzelanina? A jeśli zwerbowano Danny’ego dla zmylenia policji. Żeby stworzyć pozory, że nie chodziło o Melissę Avalon. Tylko że... – Tylko że Danny przez przypadek zabił dwie dziewczynki – dodał cierpko Luke. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś więcej, ale rzucił tylko: – Cholera. Rowerzysta był już przed domem Shepa. Zwolnił. Zmienił pozycję. Plecak zsunął się... Luke sięgnął do klamki w chwili, gdy Rainie próbowała wydostać się od swojej strony. Poniewczasie zdała sobie sprawę, że drzwiczki się zablokowały. Byli teraz z Quincym uwięzieni z tyłu policyjnego wozu. Chuckie zauważył, co się dzieje, i upuścił kawę. Rainie dostrzegła, jak sięga po broń. – Nie! – wrzasnęła, bezsilnie waląc ręką w pancerną szybę. – Cholera, Chuckie, nie! Chłopak zauważył nadbiegającego Luke’a. Odwrócił się i zobaczył, że Chuckie sięga do http://www.tani-architekt.net.pl Lang nie lubi takich nietypowych przypadków. Psują przejrzystą statystykę mordów za pomocą noża, pistoletu czy trucizny. Nie lubi 63/86 też paradoksów, które zmuszają do wysiłku jego zleniwiały mózg. A tu miał jedno i drugie. Mordercę, który zamiast wpisać się grzecznie w rubryczki powszechnie stosowanych form mordowania bliźnich, odurza ofiarę laudanum, obcina jej ręce, nasącza ubranie eterem i podpala niemal w środku miasta. Oraz niejakiego Adama Podhoreckiego, który – Lang powtarza raz

„Dzieciobójca”. Danny nie był mordercą. Był dzieckiem. Jej dzieckiem. Ona, Sandy, musi odzyskać rodzinę. Musi być dzielnym wojownikiem, pogromcą smoków. Ale nikt nie umiał jej powiedzieć, gdzie są te smoki, którym ma stawić czoło. Nikt nie umiał wyjaśnić, co wydarzyło się wczoraj po południu i zamieniło jej ośmioletnią córkę w milczącą zjawę, a trzynastoletniego syna w masowego mordercę. Sprawdź – Może dotarł tam, gdzie nie powinien? – Może. Chyba dla wszystkich jest oczywiste, że Danny miał problemy z poczuciem własnej wartości. Ojciec jest dla niego za surowy. Krzyczy, próbuje zmusić do rzeczy, których Danny nie chce robić. Nie daje chłopcu żadnego oparcia. – Przez niego Danny czuje się głupi? – Głupi, gorszy od innych, słaby, bezradny. Naprawdę myślę, że ludzie powinni zdać egzamin, zanim pozwoli im się mieć dzieci. – Shep może i nie jest idealnym ojcem – wtrąciła Rainie, marszcząc brwi – ale kocha syna i chce dla niego jak najlepiej. – Wspaniale, ale co ma z tego Danny? – Mann machnął ręką, uciszając jej kolejne protesty. Poczuł, że znowu stoi na pewnym gruncie. – Niech pani posłucha. Zajmuję się tymi sprawami i mogę panią z całym przekonaniem zapewnić, że w wychowywaniu same intencje nic nie znaczą. Dzieci nie rozumieją zamiarów rodziców. Odbierają ich czyny. A większość