Nie miała wyboru. Obejrzała sie przez ramie, Nick le¿ał w

powa¿nie uposledzony, Conrad doszedł do wniosku, ¿e ty powinnas urodzic syna. - Przecie¿ nie bedzie nosił nazwiska Amhurst. - Stad własnie James Amhurst Cahill. 323 - Nie moge w to uwierzyc. To... to takie archaiczne. Takie... takie... chore. - Potem jednak przypomniała sobie człowieka, który był jej ojcem. To do niego pasowało. - To forsa starego, mo¿e z nia zrobic, co zechce - zauwa¿ył Nick. Marla patrzyła na mknacy po niebie odrzutowiec. - Ale James ma dopiero dziewiec tygodni. - I du¿o szczescia, ¿e urodził sie chłopcem. - Nie wiem, czy to takie szczescie. - Marli nie podobało sie to, co czuła, odkad zobaczyła ojca le¿acego w łó¿ku, szkielet człowieka, którym niegdys był, skorupe pełna uprzedzen i nienawisci. Co sie stało z czułym tatusiem, który obdarowywał ja akcjami i złotymi pierscionkami, jakby to były cukierki? Co sie stało z człowiekiem, który ja wychował, wykształcił i czekał, a¿ da mu wnuki? http://www.tanie-fordy.com.pl - Nie spieprz tego. To twoja jedyna szansa. - Wiem. - Ta robota jest warta sto patyków. Jest warta znacznie wiecej, pomyslał, ale tego nie powiedział. Du¿o, du¿o wiecej. - Zajme sie tym. - Wyłaczył radio, zło¿ył antene i wrzucił słuchawki do głebokiej kieszeni kurtki. Pot wystapił mu obficie na czoło, spływał cienkimi stru¿kami po szyi, choc w lesie było 3 zaledwie kilka stopni powy¿ej zera. Naciagnał narciarke na pomalowana na czarno twarz i ruszył truchtem po miekkim dywanie mokrych lisci. Stare wojskowe buty trzymały sie mocno podło¿a, a maskujacy uniform wtapiał sie w mrok nocy.

- Wymysliłas cos? - Niestety nie - odparła ze smutnym półusmiechem. - A ty? Co tu robisz? - Przyszedłem zobaczyc sie z toba. - W cieniu jego twarz wydawała sie twarda i kanciasta. Marla widziała mocno zarysowana szczeke, waskie wargi i niezupełnie prosty nos. Sprawdź fioletowymi siniakami. Problem polegał na tym, ¿e z lusterka patrzyła na nia twarz obcej kobiety. 4 Nick patrzył na Marle z zacisnietymi zebami. Palcami reki, do której nie miała przyczepionej kroplówki, delikatnie dotykała twarzy, muskajac since i strupy, a nawet krótka szczecine, która porosła ogolona wczesniej czesc czaszki. Trzeba przyznac, ¿e zniosła to dzielnie, nie rozpłakała sie, choc na pewno wiele ja to kosztowało. Przełkneła sline i powiodła koniuszkiem palca wzdłu¿ szwu widocznego wsród odrastajacych włosów. - O Bo¿e - szepneła, mrugajac oczyma, by powstrzymac łzy. Szybko jednak wzieła sie garsc. - Nie nadawałabym sie