spojrzeć na Pię stojącą przed wejściem. Czekała, aż szofer

Sebastian obrócił się powoli, bez słowa. Lucy nie wiedziała, co teraz zrobić. Nie umiała strzelać i nie znosiła broni. Wstrzymała oddech i na ułamek sekundy napotkała wzrok Sebastiana. Nie odezwał się ani nie dał jej żadnego sygnału. Mowery poruszył się i w tej chwili nacisnęła na spust. Zaklął głośno, gdy z jego prawego pośladka trysnęła krew. Sebastian rzucił się na niego i wytrącił pistolet z jego ręki, jakby na tę chwilę właśnie czekał. Jack natychmiast pochwycił broń. Lucy na wszelki wypadek wciąż stała nieruchomo z rewolwerem wymierzonym w Mowery’ego. Sebastian rzucił go na ziemię, twarzą do dołu, zginając mu ramiona na plecach w profesjonalnym uścisku. – Trafiłaś go w tyłek? – zapytał, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Chyba tak – powiedziała, zupełnie oszołomiona tym, co się stało. – Rany boskie, Lucy. Nie mierzy się w tyłek. Jeśli już musisz strzelać, to celuj tak, żeby na pewno zabić. – Strzelałam po to, żeby strzelić. W ogóle w nic nie mierzyłam! – Rany boskie – powtórzył Sebastian bezradnie. – To może http://www.tanie-odwierty.com.pl/media/ – Zrobię, co zechcę. – Jeśli próbujesz mnie przestraszyć, to sobie daruj. Mieszkam tu z dziećmi od trzech lat i nie jestem taka strachliwa. – A co z tą kulą, która przebiła okno w twojej jadalni? – To już przeszłość. Drobiazg. Przesadziłam. – Może tak, może nie. – Wzruszył ramionami. – Nic się nie zdarzyło, odkąd wróciłaś z Wyomingu? – Nie. Kiedy przyjechałeś? – Dwa dni temu. Powstrzymała złość. – Gdzie się zatrzymałeś? – W motelu. – Więc szpiegujesz mnie już od dwóch dni.

Pastor znalazł nas w sklepie i tam powiedział tacie o wypadku. W sklepie żelaznym. Pierce nie miał pojęcia, że John mieszkał wtedy w Lebo. Nic dziwnego, bo było to na długo przed poznaniem jego siostry Cynthii. Wyczuwał smutek Amy, choć intuicja Sprawdź przyjdziemy. – Idź, Madison – powiedziała Lucy do córki, która wyraźnie skurczyła się z lęku, a sama wprowadziła J.T. do środka. Wnętrze domu było adekwatne do tego, jak się prezentował na zewnątrz. Nie było bieżącej wody ani prądu. Miała wrażenie, jakby ktoś cofnął czas o sto lat. – To tylko krwawienie z nosa – odezwał się J.T., wpychając do dziurek kawałki papierowej chusteczki. – Nic mi nie będzie. Lucy podała mu znalezioną w kuchni obszarpaną ścierkę do naczyń. Na drewnianym blacie stały płatki owsiane i kukurydziane, kawa, puszki z fasolką, słoiki salsy i zupełnie niepasujący do tego wszystkiego dzbanek syropu klonowego z Vermontu. Po chwili w tylnych drzwiach stanęła Madison z aluminiowym