sztruksem kanape, która kupiła kiedys na wyprzeda¿y, na

bezpieczna odległosc. Rozległ sie pomruk uruchamianej windy. Marla wsuneła rece w rekawy pid¿amy i dr¿acymi palcami zaczeła zapinac guziki, po czym ciasno otuliła sie szlafrokiem. Jak zdoła to wyjasnic, te potargane włosy, wypieki na twarzy, pognieciony szlafrok i po¿adanie, które wyziera z jej oczu? Co ona sobie własciwie wyobra¿a? Jak mo¿e ulegac takim niebezpiecznym, zakazanym pokusom? Nick chwycił ja za ramie i pociagnał do wneki przy oknie. Spojrzał jej w oczy i w milczeniu poło¿ył palec na ustach. 282 Marli serce ciagle waliło jak młotem, w głowie miała zamet. Przyłapia ich, a wtedy... och, jak spojrzy w oczy swojej córce i tesciowej, jak zdoła im wyjasnic, co czuje do Nicka... jak zdoła wyjasnic to me¿owi? Nierzadnica. Jezabel. Wszystkie te archaiczne, potepiajace okreslenia przyszły jej do głowy. Winda w koncu sie zatrzymała. Ni¿ej, na poziomie gara¿u. Poprzez głosne bicie swojego serca Marla usłyszała szum otwieranych elektronicznie drzwi gara¿owych, a potem cichy http://www.terazbudujemy.biz.pl/media/ Zepchnęła okulary przeciwsłoneczne nad czoło. Jej błękitnozielone oczy spojrzały na niego z niepokojem. - No proszę, a ja myślałem, że urządziłaś sobie wycieczkę do slumsów. - Nie przyjechałam tutaj słuchać dowcipów - odcięła się, wchodząc po stopniach na ganek. Uniosła ku niemu twarz. Jej oczy były prawie turkusowe, odbijały się w nich ostatnie promyki słońca. - Mów. - Potrzebuję twojej pomocy. Uniósł podejrzliwie brew i nic nie powiedział. Tylko czekał. - Musimy znaleźć Elizabeth. - Naprawdę? - odparł rozwlekle, starając się nie patrzeć na wycięcie jej bluzki i to kuszące coś, co się pod nią kryło. - Tak. - Zabawne. Teraz chcesz mojej pomocy. - Nie ma w tym nic zabawnego.

i podała ja Marli. Cissy skrzywiła sie, jakby rozbolały ja zeby. Eugenia zesztywniała. Alex odwrócił wzrok. Tylko Nick nawet nie drgnał. Patrzył spokojnie, jak Marla dr¿acymi palcami otwiera puderniczke. Spojrzała w malutkie Sprawdź ostatnich dwadzieścia parę lat, ale był ostrożny i dyskretny - z pewnością zadbałby o to, żeby nie płodzić nieślub136 nych dzieci, choćby dlatego, że zależało mu na reputacji. Zapewnienia Katriny mogły być oszustwem, sposobem na zdobycie rozgłosu, a poza tym miała więcej niż dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Może i zaliczała się do świetnych reporterek, ale gołym okiem było widać, że jest karierowiczką. I Shelby niechętnie musiała przyznać, że pod tym względem bardzo przypomina sędziego Jerome’a Cole’a. - Możemy porozmawiać w salonie. - Prowadź. Kiedy Katrina weszła do domu, wciąż zszokowana i drżąca Lydia zmusiła się do uśmiechu, mruknęła, że przyniesie napoje, a potem z ulgą wycofała się do innej części domu. - Miło tu - zauważyła Katrina, zarzucając na ramię pasek neseseru. Zachowywała się tak, jakby tu było jej miejsce: przyglądała się lśniącym marmurowym posadzkom, szerokim schodom i dziełom sztuki wiszącym na ścianach. Wreszcie jej wzrok spoczął na palisandrowym stoliku, gdzie stały zdjęcia Shelby i jej ojca. - Tak, bardzo miło - dotknęła srebrnej ramki i jej oczy napotkały spojrzenie Shelby w lustrze. W tych błękitnych czeluściach jak