Diaz wszedł do zadymionej knajpy i szybko znalazł sobie

żarówki, popękane linoleum na podłodze, ciemnozielona farba na ścianach, tak to wszystko wyglądało. No, było też kilka zniszczonych metalowych biurek i starych krzeseł poklejonych taśmami. Plus dwa prywatne pomieszczenia; półprywatne, powiedzmy: górne połowy ich ścian były wielkimi szybami. System łączności był jednak najwyższej klasy Poszukiwacze wiedzieli dobrze, w co warto ładować pieniądze. Milla kochała swoich ludzi. Nie pracowali tu dla pieniędzy, pensje były naprawdę niewielkie. Zostawali po godzinach, siedzieli w soboty, czasem nawet w niedziele. Milla zresztą nie pobierała żadnej pensji, nawet symbolicznej. Większość działaczy organizacji stanowili wolontariusze: ludzie rozsiani po całym kraju, którzy oferowali swoją pomoc w razie potrzeby A potrzeba rodziła się, gdy należało wyruszyć na poszukiwanie zaginionej osoby w jakimś określonym rejonie. Jednak stała grupa pracowników, skupiona w centrali w El Paso, poświęcała cały swój czas dla organizacji: była to jedyna praca tych ludzi i choćby dlatego dostawali za nią pensję. Większość wolontariuszy pomagała im po prostu z potrzeby serca. Część ludzi z centrali także, a niektórzy z nich mieli nawet swoje powody Najlepsza przyjaciółka Joann Westfall z podstawówki http://www.terazbudujemy.info.pl/media/ - Nie ma mowy! - szarpnęła się. - Jeśli wpadnę do wody to pociągnę cię za sobą. - Mówisz tak, jakbym nie miał zamiaru i tak za tobą skoczyć - spokojnie ujął dłoń Milli ponownie i założył sobie za pasek. -Trzymaj się. - No idziecie czy nie? - zawołał Norman z irytacją. - Idziemy! Diaz ostrożnie wkroczył na kładkę, Milla szła za nim. Trzydzieści centymetrów to całkiem spora szerokość, jako dziecko chodziła po znacznie węższych belkach. Tylko że teraz była już dorosła, wiedziała, do jakich głupot zdolne są dzieci i czego nie powinno się robić. Poza tym nawet jako dziecko nie przechodziła po chybotliwej kładeczce nad rozszalałym górskim potokiem. Powtarzała

- Mówi Lee Winborn. Co mogę dla pani zrobić? - Chyba wystraszyłam pańską żonę - powiedziała Milla przepraszającym tonem. - Proszę mi wybaczyć, nie miałam takiego zamiaru. Muszę się jednak z państwem spotkać w celu wyjaśnienia pewnych spraw związanych z adopcją syna i przekazać państwu kilka papierów. Sprawdź nie będzie Justina. - Może jest jakiś inny Diaz? - chwyciła się desperacko kolejnej myśli. Wiedziała, że to głupie. Ale co jej pozostało? - Och, jest ich wielu. Zbyt wielu - westchnął ciężko True. - Kilku znam osobiście i są to rzeczywiście zbiry najgorszego sortu. Ale wyeliminowałem możliwość ich udziału, bo w interesującym nas okresie znajdowali się w zupełnie innym, bezpiecznym miejscu. Czyli pewnie w więzieniu. - A inni? Jest wśród nich jakiś jednooki? - Nie znam wszystkich. Kilku moich informatorów jeszcze się nie odezwało. Ale dzisiaj ludzie, mówiąc „Diaz", mają na myśli tego mordercę. W sumie nie dziwię się, że to nazwisko wypłynęło, gdy zaczęłaś zadawać pytania. Ale nie masz pojęcia, jak się cieszę, że to