z chłopcami, potem z nim. Kilka razy nawet się wściekła - za każdym razem na niego. Ale to było w porządku. Złość to uczucie i Jack chciał, żeby nie powstrzymywała ani złości, ani pożądania. Z całych sił zapragnął zmniejszyć tę dzielącą ich przepaść. Na początek pokaże jej, że można jeść inaczej. Bez tej całej teatralności. Bez pompy i ceremonii. Co postanowiwszy wepchnął do ust górę kartofli. - Dobre jedzenie, Malindo. - Pogryzł kartofle dokładnie i połknął, a potem dodał: - Ale jutro nasza kolej. Chłopcy i ja przygotujemy kolację, a ty będziesz sobie odpoczywała wygodnie w fotelu. - Nie trzeba. Ja naprawdę mogę... - Na pewno - zapewnił ją. - Ale jutrzejsza kolacja jest nasza. Malinda siedziała w gabinecie Jacka. Obok leżały listy od czytelników. W maszynę wkręcony był papier. JEDNA DLA PIĘCIU 115 Ale Malinda nie mogła pracować. Papier nie skalany http://www.ullu.pl – Nie, tylko Sama. – Jestem pewien, że kiedyś dochowasz się mnóstwa dzieci i... – Nie chcę rodzić dzieci – przerwała mu. – Gdybyś widział mnie z tamtymi bliźniaczkami... Chyba nie nadaję się na matkę. Ani na żonę, dodała w duchu, z odrazą wspominając przeszłość. – Twoi rodzice z pewnością jeszcze żyją – rzekł. Dziewczyna wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. Nie miała ochoty rozmawiać dalej o swoim życiu. – Nie – odparła krótko. – Nawet ich nie pamiętam. – Więc kto cię wychowywał? – Och, całe zastępy ciotek i wujków – rzuciła, nadal nie patrząc na mu bolesnej prawdy, że została porzucona przez matkę i stanowiła utrapienie dla zastępczych opiekunów.
jej do takiego stanu zwykłym pocałunkiem. Malindo... Dreszcz wstrząsnął ciałem Malindy. Ciotka Hattie zawsze wymawiała jej imię z takim naciskiem na ostatnią sylabę, że potem poczucie winy trwało w niej co najmniej tydzień. Nawet zza grobu jej głos miał tę Sprawdź sobie roześmianą i ufną Emmę, która tak ślicznie kopała i machała rączkami, że wprost chciało się żyć. A potem wyobraziła ją sobie w kałuży krwi. Musi go jakoś powstrzymać. – Po co ją zabijać? – szepnęła. – Przecież jest z Kate. Zupełnie nam nie zawadza. W ogóle... Położył palec na jej ustach. – Porządek to podstawa – stwierdził. – Nie mogę pozwolić, żebyś o niej myślała. Opuścił dłoń i usiadł na łóżku. Wziął pistolet, sprawdził, czy jest zabezpieczony, i położył na szafce obok. – Chciałbym oszczędzić Kate, ale obawiam się, że nie będzie to możliwe. Przerażona Julianna patrzyła na jego plecy. Mówił o tym tak, jakby planował wycieczkę za miasto. Będzie fajnie, ale może trochę popadać.