- A z ojcem?

- To dlatego, że kiedy się bawimy, lubię się wygłupiać. O, spójrz. Co myślisz o tej? - Schylił się i zwinnie wyłowił długą spiralę, która kiedyś musiała być czubkiem dużej muszli. - Może być. Na pewno nie da się jej połknąć. - Dla Marissy jest najważniejsze, żeby była ładna. - Jest ładna. - Bella przesunęła palcem po gładkiej powierzchni. - Popatrz na tę! - Niewiele myśląc, wskoczyła w cofającą się falę i podniosła muszlę małża, która miała kształt rozłożystego wachlarza, białego z zewnątrz i połyskującego perłowo od środka. - Kiedy będziesz ją dawał Marissie - rzekła, obracając na dłoni swoją zdobycz - powiedz jej, że wróżki robią sobie z tego talerzyki. - A więc lady Isabella wierzy we wróżki... - Wcale nie - żachnęła się i zaraz spoważniała. - Ale Marissa pewnie tak. - Zamoczyłaś stopy. - Zaraz wyschną. - Wzruszyła ramionami, ale zrobiła krok w stronę plaży. - Zaczekaj. - Przytrzymał ją za rękę. - Skoro już weszliśmy do wody, możemy wyłowić jeszcze kilka muszelek. Ruszyli przed siebie, brodząc po kostki w morskiej pianie. Ciepła woda zmieszana z drobnym piaskiem przyjemnie masowała stopy, łagodna bryza chłodziła twarz. Małe fale rozpływały się szerokimi zakolami, budząc odgłos podobny do głębokiego westchnienia. Bella uparcie wpatrywała się w pomarszczone białe dno. Powtarzała sobie, że w tym spacerze nie ma nic romantycznego. Nie mogła dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Linia, po której stąpała, była cienka jak włos i ostra jak krawędź brzytwy. Jeden fałszywy krok mógł doprowadzić do tragedii. W najgorszym przypadku nawet do wojny. - Dzisiejsza uroczystość była wspaniała - powiedziała, szukając neutralnego tematu. - Dziękuję, że mnie wziąłeś. - Zrobiłem to z pobudek egoistycznych. Zależało mi na twoim towarzystwie. Zignorowała te słowa, choć sprawiły jej przyjemność. - W Anglii często krytykuje się rodzinę królewską - rzekła. - Jednak w gruncie rzeczy wszyscy kochają królową. Wydaje mi się, że twoja rodzina cieszy się podobną miłością i szacunkiem. - Mój ojciec powiedziałby, że naszym powołaniem jest nie tylko rządzenie, ale i służba narodowi. Sam uosabia solidność i pewność. Jasper daje poddanym nadzieję na lepszą przyszłość. Dzięki Rosalie widzą mądrość, piękno i ludzką twarz monarchii. - A ty, co im dajesz? - Rozrywkę. Nie spodobało jej się, że mówił o sobie tak lekceważąco. Zatrzymała się więc i patrząc mu w oczy, rzekła z przekonaniem: http://www.wojskogedeona.pl/media/ przed upadkiem, wiedziony jakimś instynktem, trafił przeciwnika w udo. Napastnik zawył. - Becky zaparło dech. Alec zerwał się na nogi, już poza zasięgiem broni, bo Kozak schwycił się za zranioną nogę. Potem posłał Alecowi spojrzenie, które obiecywało mu Armageddon. Alec, z zawadiackim uśmieszkiem, skinął ręką ku niemu. - Doprawdy, wasza wysokość, co za kłopotliwa sytuacja. - Michaił odwrócił się od okna i pokiwał głową, udając szczere zatroskanie. - Obawiam się, że Rebecca odziedziczyła po matce niezrównoważenie, choć w jej wypadku jest to coś znacznie gorszego. - Aż tak? - Pewnie słyszał pan o dawnym skandalu, kiedy to matka Rebecki, Marian Talbot, dała się uprowadzić kapitanowi Wardowi. - Owszem. Mówiono, że pański dziadek nigdy jej nie wybaczył, nawet po śmierci kapitana na morzu. - Zdaniem prawników dziadka istotnie tak było. Wyjaśniałoby to, dlaczego moja

- Ach, lord Alec! Co za miła niespodzianka! Alec był rad, że kiedyś - chcąc uzyskać od hrabiny kartę wstępu do Almacka dla jednego ze swych mniej zamożnych przyjaciół - nauczył się dzięki Lucienowi kilku słów po rosyjsku. - Czy mógłbym o coś spytać? Chodzi mi o pewien zakład. - Jest pan w tej materii lepszy ode mnie - wyznał hrabia. - Ale w czym mogę panu pomóc? Sprawdź to w jedną, to w drugą stronę, badając każdy odcinek drogi. Ogarnęła ją panika. Za późno. Jeśli zacznie teraz biec, zwróci na siebie uwagę. - Becky, no i co? Jeszcze nigdy w życiu nie miałem tyle kłopotu, by namówić dziewczynę, żeby... - Zgadzam się! Zgadzam! - Nagle zrozumiała, że tylko w ten sposób może uratować ich oboje. Wprawdzie lord Alec był muskularny i postawny, ale za nic nie chciała, by wdał się w walkę z Kozakami. Nie! Już jeden człowiek zginął z jej winy w Yorkshire. A słyszała od Michaiła, że Kozacy ćwiczeni są od małego w okrutnej walce. Gdyby adorator, wiedziony rycerskością, próbował stanąć w obronie Becky, zasiekliby go na śmierć. Nie mogła pozwolić, żeby zginął. Kozacy zbliżali się już do trzeciej z rzędu latarni. Czuła, że zguba jest pewna. Nie chciała, żeby lord Alec ich zaatakował, ale może zdołałby ją osłonić? - Przekonałeś mnie.