Na zewnątrz panowały zupełne ciemności. Pokój wypełniały cienie. Teraz pozostawało

spojrzenie jego dziecięcych niebieskich oczu uspokajało rozwścieczone żony, wymachujących bronią pijaków i wrzeszczące dzieciaki. Pewien podejrzany oskarżył go nawet o rzucanie uroku spojrzeniem. Luke nie uważał, że posiada jakiś magiczny dar. Był po prostu wyjątkowo spokojnym człowiekiem o zrównoważonym temperamencie. Zadziwiające, jak wielu kobietom się to podoba. Luke zamknął oczy, bo słońce ostro świeciło. Uniósł lekko twarz, jakby szukał ochłody w podmuchu lekkiej bryzy. Niestety, powietrze stało w miejscu. Luke westchnął ciężko. Opuścił głowę, otworzył oczy i ujrzał przed sobą Rainie. - Kolejny pracowity dzień w Bakersville - powiedziała oschle. - Około szóstej będzie bójka. A może nawet dwie, jeśli upał nie zelżeje. 169 - Może powinieneś zrezygnować z pracy w policji i zająć się sprzedażą klimatyzatorów? - To całkiem niezły pomysł. Zacząłbym od sprezentowania sobie jednego takiego urządzenia. Witaj, Rainie. Miło znów cię widzieć. Wyciągnął rękę. Uścisnęła ją i przez chwilę nie puszczała. Luke pomyślał, że Rainie wygląda na zmęczoną. Miała zapadnięte policzki, jak zawsze wtedy, gdy za dużo pracowała. W pewien uderzający sposób była jednak https://dom-i-wnetrze.pl kabury. Na twarzy rowerzysty odmalowało się osłupienie. – Stój! – krzyknął Luke. Nieznajomy z całej siły cisnął plecakiem w Luke’a i odjechał. Zaskoczony policjant zatoczył się do tyłu. Chuckie nadal kurczowo ściskał broń. Z tej odległości Rainie nie mogła być pewna, ale wydawało jej się, że na policzkach żółtodzioba błyszczą łzy. – Cholera, cholera, cholera – zaklął Luke. Odzyskał równowagę, ale rowerzysta skręcił już za róg i zniknął między domami. Z westchnieniem Luke wrócił do wozu, żeby uwolnić Quincy’ego i Rainie. Zebrali się wokół leżącego na chodniku plecaka. Nadbiegł Cunningham, dysząc ciężko. – Co on zrobił? – zapytał i nerwowo potarł policzek. – Co jest w środku? Co się stało? Próbował czegoś? – Po kolei – burknęła Rainie. Spojrzała na Luke’a. Wzruszył ramionami, przyklęknął i przytknął ucho do zielonego płótna.

Chłopak nie odezwał się ani słowem. Po prostu wpatrywał się chciwie w utracony pistolet. Ale Richard nie przejmował się. Danny był zbyt zahukany przez ojca, żeby się zdobyć na samodzielne działanie. Na tym polegała część zabawy. Mann pochylił się i z pewną trudnością zarzucił sobie Rainie na plecy. – Doniosłeś na mnie, co, Danny? Nie mówiłem ci, że mądrzy chłopcy nie skarżą? Siedzą cicho, jeśli nie chcą narażać rodziny. Sprawdź – Kim jest ten koleś? – Nie twoja sprawa. – Nowy partner? Trzeba było go uprzedzić, jakie tu są zwyczaje. Boże, w tych stronach zabija się za jedwabne krawaty. Rainie zignorowała te popisy. – Czyj to motor, Charlie? – A co? Chcesz kupić? – Czyj to motor? – Mój... – Rozmiar w sam raz dla ośmiolatka. – Przyzwyczaiłem się. – Tak? A mnie się wydaje, że coś zalewasz. Zsiadaj no prędko, kochasiu, i ręce do góry. Charlie przestał już pozować na Jamesa Deana i zaczął skamleć.