zostawiano właczona na noc, podeszła do drzwi gabinetu.

- Nie... to był mój pomysł. On namawiał mnie, ¿ebym urodziła dziecko i oddała je do adopcji. Ale ja... po prostu nie mogłam tego zrobic. Nie zniosłabym swiadomosci, ¿e kto inny wychowuje moje dziecko... Powinnam była je urodzic i zatrzymac... ale... ja nie... - Kolejne dwie łzy spłyneły jej na policzki. Nick z trudem zachowywał spokój. - Hej, wcale nie musisz odpowiadac na te pieprzone pytania, Jules -wtracił sie Robert. Wstał z krzesła i stanawszy za nia, poło¿ył wielka dłon na jej ramieniu. - Lepiej stad spadajcie, zrozumiano? Tylko ja denerwujecie. - Nie... w porzadku. Oni maja racje. Powinnam porozmawiac z policja- wyszeptała Julie. - Mowy nie ma. Jules, pamietaj, ¿e mamy nasza mała umowe. Nie chcemy wszystkiego spieprzyc. - Ale ja nie chce isc do wiezienia. - Nie pójdziesz do ¿adnego wiezienia, mała. Oni tylko próbuja cie zastraszyc - powiedział, nagle nienaturalnie rozdra¿niony. Nick zaczał sie zastanawiac, czy smarkacz nie jest http://www.avamed.com.pl/media/ nie zaczne wygladac dosc reprezentacyjnie, ¿eby wyjsc z domu, i nie mam zamiaru odmawiac przyjaciołom, którzy chca sie ze mna spotkac, ani zaniedbywac mojego ojca i brata, ani unikac Cherise i jej wielebnego mał¿onka, ani nikogo innego. Mam zamiar normalnie ¿yc i odzyskac pamiec, do cie¿kiej cholery. - Musisz byc cierpliwa... - zaczeła Eugenia. - Niedobrze mi ju¿ od tego „bycia cierpliwa”. Mysle, ¿e odzyskam pamiec, jesli zaczne wychodzic z domu i robic wszystko to, co robiłam przed wypadkiem. - Sadze, ¿e ona ma racje - zgodził sie Nick. 204 - Nie bedzie to dla ciebie krepujace? - spytała Eugenia. -

- Za lepsze dni. - Alex pociagnał długi łyk ze swojej szklanki. Napiecie powoli znikało z jego twarzy. - Amen - zgodziła sie Eugenia, patrzac z dezaprobata, jak Alex jednym haustem dopija swojego drinka. - Wspaniały powrót na łono rodziny, czy¿ nie? - powiedział Alex. - Marla w szpitalu, ta druga kobieta nie ¿yje, Sprawdź - Sam na sam, sędzio. Musimy porozmawiać bez świadków. - Spojrzała wymownie na jego pomagierów. Odprawieni jednym skinieniem głowy szefa, mężczyźni szybko podnieśli się z krzeseł i, żegnani cichymi, pośpiesznymi zapewnieniami sędziego Cole’a o tym, że spotkają się później, sztywnym krokiem obeszli dom i zniknęli za bramą. Zapadła cisza, w której słychać było tylko brzęczenie pszczół i stukanie dzięciołów, ale Shelby nie marnowała czasu. Sięgnęła do walizeczki, wyjęła szarą kopertę, rozerwała ją i wysypała jej zawartość na szklany blat stolika, gdzie w wypitych do połowy drinkach wciąż pływały kostki lodu. Z czarno-białej fotografii spoglądała na nich dziewięcio-, dziesięcioletnia dziewczynka. Sędzia wciągnął 9 powietrze i powoli usiadł. Shelby zauważyła, że obrączka wrzyna się głęboko w palec jego lewej ręki. Nie zdejmował jej od ponad trzydziestu lat, a na prawej ręce lśnił duży pierścień z diamentem, jaki chciałaby nosić niejedna hollywoodzka narzeczona. Shelby nachyliła się nad stołem, tak że prawie dotykała nosem czubka nosa ojca. Pokazała palcem czarno-białe zdjęcie.